Noworoczne postanowienia Prawnika na macierzyńskim

Gdzie leży granica pomiędzy optymizmem a naiwnością? Będę miała okazję na to pytanie odpowiedzieć sobie za rok – wracając do tego wpisu i porównując listę swoich życzeń i listę osiągnięć.

Nastał nowy 2015 rok! Wszyscy coś postanawiają, składają sobie życzenia. Zewsząd można słyszeć takie: „Oby przyszły rok był lepszy od minionego”.

Siedząc przed oknem, wpatrując się w światełka niewystrzelonych w sylwestra, a zostawionych na później – czyli na 1 stycznia 2015 r.- sztucznych ogni, zastanawiałam się jakie są moje noworoczne postanowienia.

Obiektywnie rzecz biorąc, ubiegły rok nie był dla mnie zły, a więc mogłabym życzyć sobie tego, aby nowy po prostu nie był gorszy. Jednak w myśl zasady, że zawsze może być lepiej, postanowiłam skonkretyzować te noworoczne postanowienia/życzenia. Nigdy nie byłam zwolennikiem zapisywania swoich postanowień na kartkach, a jeśli już to robiłam, to pewnie je gubiłam i na nic się to zdawało, ale teraz jest inaczej. Od 3 lat prowadzę Prawnika na macierzyńskim, gdzie zawsze mogę zajrzeć do wpisów archiwalnych. Dlatego w tym roku swoje życzenia spiszę tak, żeby za rok móc do nich wrócić i zweryfikować skuteczność noworocznych postanowień.

No to lecę z tą listą…

Zawodowo życzę sobie aby:

# W toczących się od wielu lat sprawach procesowych moich klientów – głównie rozwodowych i działowych – sądy wreszcie wydały jakieś konkretne rozstrzygnięcia, żebyśmy mogli ruszyć dalej – tzn. moi klienci ze swoim życiem, a ja z kolejnymi sprawami.

# Zawrzeć przynajmniej raz na kwartał jakąś ugodę sądową lub w wyniku mediacji. Wbrew obiegowej opinii naprawdę nie jest dla nas – prawników – lukratywne ani pasjonujące wojowanie na drodze sądowej o komplet pościeli, czy widelec od srebrnych sztućców. Wyroki sądowe to mają to do siebie, że obie strony nigdy nie mogą być z nich zadowolone – zawsze jedna czuje się pokrzywdzona. Przy zawarciu ugody idzie się na pewne kompromisy, które pozwalają osiągnąć satysfakcję obu stronom. Kolejna zaleta tego rozwiązania – kończymy sprawy szybciej niż po dekadzie, dzięki czemu zainteresowane strony mają szanse na rozpoczęcie nowego życia (zdaje się, że do tematu mediacji i polubownego kończenia sporów sądowych będę musiała jeszcze powrócić na dłużej). Wbrew pozorom do takiego polubownego rozwiązania prawnicy też są przydatni – np.: do negocjacji, do doradzenia przy sporządzeniu treści ugody, czy też przeprowadzenia małżonków przez procedurę rozwodową – bo tego bez udziału sądu rozwieść się nie da, o czym pisałam tutaj.

# Stworzono wreszcie więcej etatów dla referendarzy orzekających w systemie EPU – Elektronicznym postępowaniu nakazowym – w którym dawno już przekroczyliśmy milionowy wpływ spraw. Takiego wpływu kilkunastu referendarzy nie jest w stanie obrobić w rozsądnym czasie. Czas oczekiwania na wydanie nakazu w tzw. E-sądzie to obecnie minimum kwartał, a nie jak uważa się powszechnie w społeczeństwie – kilka dni. Czekając na taki nakaz przedsiębiorcy dosłownie się wykrwawiają finansowo, a gdzie tu teraz jeszcze egzekucja, albo nie daj Bóg – sprzeciw od nakazu, jeśli dłużnik podejmie obronę. Przedsiębiorco – wierzycielu, zapomnij, że za rok otrzymasz tytuł wykonawczy. Prawdopodobnie będzie to trwało znacznie dłużej. Na tę chwilę lepiej skieruj swoje kroki do zwykłego – tradycyjnego sądu, ale tak czy siak uzbrój się w cierpliwość.

#Urzędnicy w Polsce poczuwali się do odpowiedzialności za wydane przez siebie decyzje wymiarowe, żeby nie wydawali ich przy domniemaniu, że obywatel to przestępca, któremu trzeba dołożyć. W obecnym systemie, w którym premiuje się urzędników w zależności od ich zdolności do wymierzania kar żaden przedsiębiorca nie może się czuć bezpieczny. Owszem – możesz iść do sądu administracyjnego i dyskutować z urzędem nawet na szczeblu Naczelnego Sądu Administracyjnego – ale nie wstrzymuje to wymagalności nałożonej kary. A te mogą wynosić nawet miliony złotych (jednorazowo!). Czas oczekiwania na rozprawę w warszawskim NSA przekracza 2 lata…Wiem co mówię.

Żeby nie było, że samą pracą człowiek żyje…

W życiu prywatnym postanawiam, że:

# Wyleczę swój bark – dokucza mi od końca sierpnia 2014 r. i jest powodem, dla którego rzadziej na blogu pojawiają się nowe posty. Marzę o tym żeby wreszcie zakończyć trwającą już kwartał rehabilitację z sukcesem i usłyszeć od mojego pana rehabilitanta/sadysty – zamiast: „do zobaczenia pojutrze” – „pani już dziękuję, jest pani naprawiona”.

# Poświecę więcej czasu swoim dzieciom, znajdę dla nich więcej cierpliwości. Postaram się także polubić budowanie z klocków (od 6 lat próbuję bezskutecznie), przejść chociaż dwie plansze (o ile tak to się nazywa…) Angry Birds Star Wars i zaimponować wreszcie synowi.

# Wrócę do sportu (prawdziwiej będzie jeśli ujmę to: rozpocznę regularną aktywność ruchową) –najlepiej takiego, który pomoże mi uniknąć w przyszłości kłopotów z barkiem.

***

Na tym na spis noworocznych postanowień zakończę. Słyszałam gdzieś, że nie można zakładać nazbyt dużo i optymistycznie, bo zmniejsza się szanse na ich spełnienie.

about author

admin

related articles