Przedszkola po nowemu

czyli zaklinanie rzeczywistości w wydaniu Ministerstwa Edukacji Narodowej

Kolejna reforma Ministerstwa Edukacji. Kolejna porażka. Zajęcia dodatkowe w przedszkolu odchodzą do przeszłości. Rodzice zadają sobie pytania czy obecna kadra zorganizuje dzieciom sensownie czas, czy przedszkola publiczne staną się zwykłymi przechowalniami?

– Mamo, a dlaczego nie pakujemy butów na piłkę nożną?

– W tym roku synku nie będziesz grał w piłkę.

– A spakujesz mi do worka strój na taniec?

– Niestety tańców również nie będzie.

– A zeszyt do angielskiego?

– Forget about it!

Synu, zrozum wreszcie, twoje przedszkole to nie miejsce na tego typu rzeczy! Będziesz się uczył jakichś angielskich słówek? Komu to potrzebne! Jeszcze się zdążysz w życiu „nawkuwać”. Chce ci się biegać za jakąś głupią piłką? Spocisz się tylko!

Poza tym pamiętasz, że w zeszłym roku nie wszyscy z grupy uczęszczali na ceramikę?

– Pamiętam. Zosia chodziła, a ja nie.

– No właśnie. To teraz Zośka już też nie będzie lepić tych garnków i przynajmniej nie będzie ci przykro.

­- Ale mi nie było przykro, mamo.

– Nieważne, ale mogło być. Od tego roku wszyscy będziecie robić to samo.

– Czyli co, mamo?

– Nie martw się synku, pewnie Pani Dyrektor z czasem pozwoli, żeby dzieci przynosiły do przedszkola tablety i telefony swoich rodziców i będziecie sobie grali.

Mówię ci synku, będzie pięknie!

***

Tzw. Ustawa przedszkolna

W dniu 1 września 2013 r. weszła w życie kolejna nowelizacja Ustawy o oświacie, zwana także „ustawą przedszkolną”.

Ci którzy już mieli okazję zaprowadzić swoje pociechy do przedszkola, zapewne się o niej dowiedzieli.

Taniej i po równo

Dzięki niej opłaty za publiczne przedszkola będą teraz niższe, ponieważ zgodnie z nowymi przepisami opłaty za każdą dodatkową godzinę spędzoną przez dziecko w przedszkolu, powyżej 5 godzin (pierwsze 5h jest bezpłatne), nie mogą być wyższe niż 1 zł/godzinę (do tej pory wynosiły nawet 3,20 zł).

Ministerstwo jest z siebie dumne, bo w ten sposób wyrównano szanse i zniesiono bariery w upowszechnieniu wychowania przedszkolnego. Słusznie!

Gdyby skończyli na tym, społeczeństwo pewnie by to doceniło.

Ale niestety rozpędzono się z reformą przedszkoli. Zniesienie barier to za mało.

Znieśmy też specjalistyczne formy edukacji, które dotąd były dodatkowo płatne.

Zgodnie z nowymi przepisami zabrania się pobierania od rodziców jakichkolwiek dodatkowych kwot, a co za tym idzie, rodzice nie będą mogli, nawet gdyby mieli takie życzenie, dodatkowo zapłacić za zajęcia dodatkowe takie jak: taniec, angielski, rytmika, gimnastyka korekcyjna itd.

Zaklinanie rzeczywistości

Nie wiem czy się śmiać czy płakać, gdy czytam wypowiedzi Ministerstwa.

Pani Minister Krystyna Szumilas twierdzi, że polska kadra w przedszkolach doskonale jest przygotowana do poprowadzenia tego typu zajęć, więc po co dodatkowo angażować wyspecjalizowaną kadrę w tym celu.

Oficjalne stanowisko MEN jest takie, że nowelizacja nie zakazuje prowadzenia dodatkowych zajęć i rozwijania dzieci w różnych kierunkach. Twierdzi, że można je organizować, pod warunkiem jednak, że będą one finansowane z budżetu przedszkola, a nie z pieniędzy pochodzących od rodziców i podpowiada:

„Aby zorganizować prowadzenie tzw. zajęć dodatkowych, dyrektor przedszkola może:

– powierzyć prowadzenie takich zajęć nauczycielom zatrudnionym w przedszkolu zgodnie z ich kompetencjami;

– zatrudnić nowych nauczycieli, posiadających odpowiednie kompetencje do prowadzenia konkretnego typu zajęć (…)”

Wszystko pięknie brzmi, jak się o tym czyta. Ale jeśli się nad tym zastanowić dłużej niż 30 sekund, a takiej refleksji chyba zabrakło w Ministerstwie, to nasuwają się podstawowe pytania.

Czy samorządy odpowiedzialne za przedszkola publiczne będą miały na to pieniądze?

Czy otrzymana złotówka za godzinę i dotacje faktycznie pozwolą im na zatrudnienie profesjonalnego anglisty lub germanisty z właściwym przygotowaniem do szkolenia przedszkolaków?

Czy za te pieniądze przyjdzie pan trener od piłki nożnej lub inny nauczyciel wychowania fizycznego, który poprowadzi gimnastykę korekcyjną?

A jeśli nie, czy da radę zrobić to obecna pani wychowawczyni Tygrysów, Królików i innych Puchatków?

Moje doświadczenia z publicznym przedszkolem

Syn Prawnika na macierzyńskim przez wcześniejsze dwa lata uczęszczał do prywatnej placówki. Spotkałam się tam z profesjonalnym, genialnym wręcz podejściem do dzieci, kreatywnością, zabawami i nauką – na najwyższym poziomie. Pani dyrektor to pasjonatka! Jest to jednak temat na inny wpis, bo peany mogłabym wznosić jeszcze przez godzinę. Cena oczywiście odpowiednia do jakości.

W ubiegłym roku z uwagi na przeprowadzkę eksperymentalnie wysłałam syna do przedszkola publicznego, w pobliżu mojego nowego miejsca zamieszkania. Nie ukrywam – finansowo zaoszczędziłam, ale szybko się przekonałam, że placówki te mają jedynie wspólną nazwę. Przedszkole publiczne, na które trafiliśmy jest żywcem wyjęte z lat osiemdziesiątych ubiegłego wieku. Strukturą i wyglądem do złudzenia przypomina to, do którego 30 lat temu byłam prowadzana. Na czele tego publicznego przybytku stoi Pani Dyrektor, powołana dożywotnio, niezmiennie piastująca swoją funkcję już kilka dekad. Zatrudnia same panie, które były jej wychowankami i kontynuują świecką tradycję zabawy w Króla Ciszy. Pomiędzy zajęciami dodatkowymi dzieci oglądają TV. Popołudniami marazm zupełny. Panie piją kawę w jednym końcu sali, dzieci same organizują sobie czas w drugim.

Nie ukrywam, że gdyby nie zajęcia dodatkowe, dzieci nie miałyby tam co robić.

Niewątpliwie nie jest to stan pożądany i zmiany w tego typu instytucjach są konieczne. Jednak kierunek, w którym rząd podążył nie jest właściwy.

Trzeba się zastanowić, jak doprowadzić do zmiany świadomości takich instytucji jak Pani Dyrektor. Niestety kilkadziesiąt lat funkcjonowania w standardach PRL-u, brak realnej konkurencji (na publiczne przedszkola zawsze będzie popyt) sprawia, że większość przypadków niestety nie rokuje i – powiem brutalnie – nadaje do wymiany. Wprowadziłabym nowe standardy, dając paniom wychowawczyniom kwartał na ich przyswojenie pod rygorem utraty zatrudnienia. Nie pozbawiałbym jednak przedszkola faktycznych możliwości zorganizowania zajęć dodatkowych.

Nawet w przedszkolu prywatnym, o którym pisałam powyżej, w którym organizowano opiekę i naukę dla dzieci na naprawdę wysokim poziomie, istniały zajęcia dodatkowe. Pani wychowawczyni powinna zapewnić dzieciom ogólną opiekę i naukę na podstawowym poziomie. Obserwować dzieci i sygnalizować rodzicom, w którym kierunku ich pociechy przejawiają specjalne uzdolnienia, by wiedzieć jak organizować ich dalszą edukację. Nie ma takiej możliwości, aby pani wychowawczyni mogła się znać na lepieniu garnków, nauce angielskiego, czy tańcach i zupełnie nieuzasadnionym jest oczekiwanie, że weźmie jeszcze na siebie tego typu obowiązki.

Zastanawiam się więc w tej sytuacji, czy zaklinanie rzeczywistości przez rząd i twierdzenie, że obecne panie wychowawczynie mają do tego wystarczające kompetencje jest przejawem naiwności, ignorancji, czy może tupetu, który nakazuje rządowi iść w zaparte. To mi przypomina tego rodzaju argumentację, jak ta, zgodnie z którą obecne szkoły są przygotowane na przyjęcie sześciolatków, która w ogóle nie znajduje poparcia w faktach.

Dzień pracującego rodzica jest długi, wykazać się mogą wszyscy.

Rodzice pracujący na cały etat na ogół nie mają szans żeby urwać się w ciągu dnia z dzieckiem na piłkę nożną, zajęcia karate czy tańce.Wieczorem po przyjściu do domu czekają jeszcze na nich inne obowiązki, nierzadko druga pociecha. Skoro przedszkolak spędza w placówce cały boży dzień, to dlaczego tego typu atrakcji nie zorganizować mu w czasie tego pobytu. Będzie to tylko z korzyścią dla niego. Z pewnością także nie odbiera to możliwości wykazania się przez panie wychowawczynie, które dysponują pozostałym czasem na realizowanie podstawowego programu zajęć.

***

Ciekawi mnie, jak ta reforma przedszkola wpłynęła na wasze przedszkola. Czy udało się te nieżyciowe przepisy ominąć? Jeśli tak jak w jaki sposób? Co robicie ze swoimi pociechami w tej sytuacji?

about author

admin

related articles