O praktykach pewnego komornika, który uważa, że prowadzi prywatny folwark oraz o (braku) reakcji samorządu komorniczego na wiadomość o tychże praktykach.
Wieczorne rozmowy z 6 latkiem:
– Mamo a czemu na świecie są komornice?
– Jakie komornice, synu?
– No, takie co przychodzą do domu i wynoszą ludziom wszystkie meble.
Oczywiście ogólnie wiem po co są „komornice” i jaką pełnią rolę w wymiarze sprawiedliwości. Tę część, w oparciu o wymyślony przykład fikcyjnego Marka, który pożyczył 500 zł od Darka i nie oddał – wyjaśniłam synowi, uspakajając go jednocześnie że żadna „komornica” po nasze meble nie przyjdzie i może spać spokojnie.
Celowo nie poruszałam tematu jakości pracy wielu „komornic” i samorządu komorniczego, który mimo, że powinien stać na straży przestrzegania przez komorników i asesorów komorniczych powagi i godności zawodu, a także, mimo, że powinien czuwać nad należytym wykonywaniem tego zawodu przez komorników – w zasadzie swoją funkcję w tym zakresie ma w głębokim poważaniu. To nie jest na głowę 6 latka.
Historia pewnej licytacji, do której nie przystąpiłam
Parę tygodni temu zainteresowałam się kilkoma znalezionymi w Internecie licytacjami komorniczymi w obrębie Pruszkowa.
Zadzwoniłam do kancelarii komorniczej, która je prowadziła w celu zasięgnięcia podstawowych informacji. Nie udało mi się niczego dowiedzieć przez telefon, czego się spodziewałam, więc umówiłam się na spotkanie z komornikiem.
W wyznaczonym przez sekretariat terminie stawiłam się w kancelarii punktualnie celem oględzin operatów szacunkowych dot. licytowanych nieruchomości. Byłam zainteresowana konkretnymi lokalami i chciałam dowiedzieć się więcej szczegółów zarówno co do samych nieruchomości, jak i przebiegu licytacji.
Ponieważ komornik się spóźniał (no cóż, każdemu może się zdarzyć), poprosiłam sekretarkę o możliwość wglądu do operatów, jeszcze przed przyjściem komornika. Operaty zostały mi okazane.
Pierwszy sukces!
Ale jednocześnie ostatni tego dnia …
Okazało się, że wszystkie operaty były wykonane przez jednego rzeczoznawcę majątkowego, z którym najwyraźniej komornik ten na stałe współpracuje – co oczywiście samo w sobie nie jest jeszcze nieprawidłowe, ale to, iż każdy z nich w 90% stanowił powielenie poprzedniego, to już wzbudziło moje zastrzeżenia. Większość każdego operatu stanowił powielony opis miasta, w którym nieruchomości były położone i przyjętej metodologii wyceny. Najbardziej interesujące mnie jako potencjalnego licytującego informacje dot. samych lokali były bardzo pobieżnie przedstawione, albo wcale. Żaden operat nie zawierał zdjęć opisywanego lokalu, informacji, czy np. lokal zawierał balkon, bliższych szczegółów nt. jego wykończenia. Powyższe braki odnosiły się nawet do tych lokali, które rzeczoznawcy zostały okazane przez dłużników.
W międzyczasie do kancelarii wszedł komornik. Ominął mnie i poszedł do swojego gabinetu. Poprosiłam sekretarkę o rozmowę z komornikiem, poszła do jego gabinetu przekazać mu tę radosną wiadomość.
– Czego ta pani chce? – usłyszałam jak komornik zwraca się do sekretarki. Głosu sekretarki już nie słyszałam.
Dostosowując się do zasad kultury panujących w tejże kancelarii odpowiedziałam mu przez ścianę… w jakiej sprawie przyszłam.
Komornik wyszedł do mnie na korytarz, po czym stanął na przeciwko mnie i cisza. Chyba czeka na moje pytanie. Wyciągnęłam do niego rękę i przedstawiłam się. Nie mając wyjścia uczynił to samo.
Po tym tych wymuszonych uprzejmościach, zwróciłam się do niego z pytaniem dotyczącym konkretnego wybranego przeze mnie lokalu. Komornik nie zamierzał najwyraźniej zaprosić mnie do gabinetu, nie odpowiedział mi na pytanie, bowiem przerwał mi w połowie zdania i podniesionym głosem oznajmił:
– To nie jest agencja nieruchomości i jeżeli się pani podoba, to nikt pani nie zmusza do przystąpienia do licytacji.
Całe szczęście, że komornik wyprowadził mnie z błędu, bo gotowa byłabym pomyśleć że przyszłam do agencji nieruchomości…
Zdziwiłam się taką reakcją, bo naprawdę obiektywnie nie wydarzyło się nic, co by uzasadniało takie wrogie nastawienie komornika do potencjalnego nabywcy licytowanej nieruchomości. Jednak ze sposobu i tonu wypowiedzi wynikało, że komornik nie będzie chciał poświęcić mi choćby minuty mimo, że byłam wcześniej umówiona.
Czyżby zamiarem komornika było zniechęcenie mnie do przystąpienia do licytacji?
Niezrażona ponowiłam pytanie dotyczące wybranego lokalu, na co komornik gestem ręki odesłał mnie do operatu szacunkowego, po czym odwrócił …. się do mnie plecami pozorując inne zajęcie.
Na moją uprzejmie wypowiedzianą uwagę, że w operacie nie ma tych informacji, odpowiedział mi w sposób wręcz agresywny, iż nie zna odpowiedzi, bo „skąd ma to wiedzieć”, a w następnym zdaniu poinformował, że nie będzie ze mną dłużej rozmawiał, ponieważ „przyjmuje interesantów tylko w wyznaczonych godzinach”.
Po tych słowach zwrócił się do mnie mniej więcej: „rozmowa już skończona!” i pozostawił mnie samą na holu, a sam udał się do gabinetu i usiadł za biurkiem.
Nie dając za wygraną podążyłam za nim do jego gabinetu (bo nie zdążył zamknąć mi drzwi przed nosem) i odparłam, że ten dzień i tę godzinę wyznaczył mi tutejszy sekretariat.
Nie zmieniło to jednak niczego w podejściu do komornika, bo podczas dalszej próby uzyskania jakichkolwiek informacji, komornik zachowywał się jeszcze gorzej. Doszło nawet do tego, że odmawiając udzielenia odpowiedzi na moje pytanie dot. przedmiotu licytacji złapał się teatralnie za głowę i pytał retorycznie: „Dlaczego ja wykonuję ten zawód i muszę to znosić?”.
Ostatecznie, widząc, że ciężko się mnie pozbyć, odpowiedź na to pytanie uzależnił od tego, żebym podała mu podstawę prawną zadawania mu pytań!
Całość tego żenującego spektaklu trwała 5 – 7 minut. Komornik absolutnie nie był zainteresowany tym, żebym przystąpiła do licytacji, przeciwnie nieustannie utwierdzał mnie w przekonaniu , że to nikt mnie nie zmusza do wzięcia udziału licytacji.
Gdybym weryfikowała te licytacje działając w imieniu któregoś z moich klientów z pewnością bym nie odpuściła, ponieważ jednak czyniłam to na użytek prywatny, raczej z tzw. ciekawości, postanowiłam zlitować się nad sobą i oszczędzić sobie nerwów.
Kto stoi na straży wykonywania zawodu przez komornika?
Z Art. 1 ustawy o komornikach sądowych wynika, że komornik sądowy jest funkcjonariuszem publicznym, pełni funkcje organu egzekucji sądowej.
Ma to kluczowe znaczenie, bo oznacza, iż komornicy nie prowadzą prywatnych firm handlowych i nie mogą swobodnie decydować kogo będą „obsługiwać”, a kogo nie oraz w jakim zakresie to uczynią, bowiem ich obowiązki wynikają z mocy prawa. Wykonują swoje funkcje dla społeczeństwa, a nie odwrotnie. Dodatkowo, zawód komornika zalicza się do kategorii zawodów zaufania publicznego, co z kolei decyduje o przynależności jego osoby do samorządu zawodowego i łączy się z dodatkowymi obowiązkami m.in. odpowiedzialność dyscyplinarna, powinności etyczne.
Ponieważ komornik powierzone przez państwo czynności egzekucyjne wykonuje, używając pieczęci urzędowej z godłem państwa mamy więc prawo – i powinność! – sprzeciwić się takiemu impertynenckiemu traktowaniu obywateli przez komorników jak w zaprezentowanym przeze mnie przykładzie.
Zgodnie z postanowieniami kodeksu etyki zawodowej komornik, zachowując lojalność wobec wymiaru sprawiedliwości, działa w interesie wierzyciela (skuteczność i ekonomiczna efektywność egzekucji), powinien przestrzegać równocześnie praw przysługujących dłużnikowi (m.in. humanitarne zachowanie względem dłużnika i respektowanie pewnych sfer jego prywatności). W wartości te wpisano wykonywanie czynności zawodowych: uczciwie, bezstronnie, rzetelnie i sprawnie, a także zgodnie z dobrem wymiaru sprawiedliwości.
Samorząd komorniczy i jego obowiązki
Komornicy, podobnie jak inni przedstawiciele zawodów prawniczych, stanowią samorząd zawodowy, w tym przypadku komorniczy, którego powinnością jest m.in. nadzór nad przestrzeganiem przez komorników prawa i kodeksu etyki, ale także rzetelności i kultury ich pracy.
Zachowanie komornika byłoby dalece niestosowne nawet gdyby je odnieść do opornego dłużnika, którym przecież nie byłam, a było wręcz niedopuszczalne względem interesanta, który potencjalnie mógł wylicytować nieruchomość i przyczynić się do zakończenia prowadzonej egzekucji.
Uznałam, że wykazując taką postawę komornik ten w oczywisty sposób działa na szkodę wierzycieli, bowiem skutecznie (być może celowo-tego nie wiem) zniechęcił mnie do wzięcia udziału w którejkolwiek licytacji.
Tego typu postawa szkodzi również samym dłużnikom, bo wobec zniechęcania potencjalnych licytujących, koniecznym jest ogłoszenie kolejnej licytacji, a te jak wiadomo odbywają się z niższą sumą oszacowania.
Wreszcie, nie mam cienia wątpliwości, że postępując w ten sposób komornik wyrządza wymierną szkodę innym przedstawicielom swojego zawodu i samorządowi komorniczemu, bowiem taki arogancki i obraźliwy stosunek do interesantów godzi w dobre imię i wizerunek komorników, narusza godność zawodu komornika i jest sprzeczny z dobrem wymiaru sprawiedliwości.
O ile mogłabym jeszcze zrozumieć, że na niektóre pytania komornik może nie być w stanie odpowiedzieć, bo np. nie ma wiedzy, to nie jest jednak dopuszczalne, aby komornik odpowiedzi udzielał w tak obraźliwy sposób, w tym odmawiał odpowiedzi na jakiekolwiek pytanie nawet dotyczące samego przebiegu licytacji.
Ufając, że Radzie Izby Komorniczej w Warszawie zależeć będzie na pewnych podstawowych standardach zawodowych poinformowałam ją o stosunku pruszkowskiego komornika do wykonywanego zawodu i jakości jego pracy.
Samorząd komorniczy w praktyce, czyli ryba psuje się od głowy.
Wysłałam do Rady Izby Komorniczej pismo, w którym opisałam przebieg tej feralnej wizyty u komornika. Dosłownie po kilku dniach otrzymałam pisemną odpowiedź. Szybkość reakcji w pierwszej chwili pozytywnie mnie zaskoczyła, ale już w drugiej zdałam sobie sprawę, że w ciągu tak krótkiego czasu nie było fizycznej możliwość, aby ktokolwiek z samorządu spotkał się z komornikiem i rzetelnie wyjaśnił sprawę.
Nie pomyliłam się. Oto treść odpowiedzi:
Ot cały nadzór i kontrola samorządu!
Po tempie przysłania mi tej odpowiedzi oraz treści pisma mogę jedynie zgadywać, że Rada Izby Komorniczej ”koleżeńsko”przesłała skanem rzeczonemu komornikowi moje pismo i pozwoliła mu na to, żeby „samodzielnie” na nie odpowiedział, po czym taką odpowiedź komornika podpisał jeden z przedstawicieli ww. Rady. Czytając tę odpowiedź naprawdę trudno oprzeć się wrażeniu, iż mogło być inaczej.
Sama przynależę do samorządu prawniczego – Okręgowej Izby Radców Prawnych w Warszawie – i z praktyki wiem, że samorząd ten otrzymując podobne zgłoszenie przynajmniej podejmuje wysiłek żeby wyjaśnić sprawę, doprowadzić do „pojednania” stron, a jeśli byłyby ku temu podstawy to wyciągnięto by konsekwencje wobec radcy prawnego.
Widać nie można tego samego oczekiwać od Rady Izby Komorniczej w Warszawie.
Konkluzja:
Jeśli więc sami przedstawiciele samorządu komorniczego mają w głębokim poważaniu rzetelność wykonywania pracy przez komorników i w ten właśnie sposób zbywają wszelkie sygnały o nieprawidłowościach w tej korporacji, to nie dziwmy się, że taką „sławą” cieszą się ”komornice”.