Życiowe credo (nie) alimenciarza

O celach w życiu, sposobie na spokojny lajf, frajerstwie Prawnika na macierzyńskim i jemu podobnych.

Pobudka Prawnika na macierzyńskim

Żeby dojechać na rozprawę na czas musiałam wstać o 4 rano i pokonać 300 km. To całkiem normalne, że sędzia, wiedząc że jadę aż z Warszawy, wyznaczył mi rozprawę na 9.00 rano. Tak do tej małej złośliwości przywykłam, że nawet się nie zdziwiłam.

Ale niech im tam. Wprawdzie wstałam skoro świt, ale warto było. Rozprawa się odbyła, co samo w sobie jest sukcesem. A na dokładkę sędzia przewodnicząca od razu ogłosiła wyrok. Jakby tego wszystkiego było mało – korzystny dla mojego klienta.

Nie ma co, to mój dzień. W dodatku słoneczny jak diabli.

Smak sukcesu

Wychodzę z sądu, biorę głęboki oddech. Z ulgą ściągam czarny tropik zwany togą. Na zewnątrz jest upalnie, około 29 stopni.

Wlokę za sobą ciężką torbę z aktami. Jej ciężar mi jednak nie doskwiera, bo idąc za waszą radą zaopatrzyłam się w pilotkę na kółkach. Zwijam tropik w rulonik i upycham do pilotki. Teraz już może się gnieść, ile chce. Idąc tak i przebijając się przez tłum w sądowym korytarzu, przypominam wykwalifikowaną stewardessę przemierzającą przez odlatujących na lotnisku.

No to lecę. Tylko dokąd?

W stronę rynku. Mam jeszcze 2 godziny do pociągu (niestety nie samolotu), a zatem zdążę coś zjeść przed odjazdem do domu.

Mijam bardzo zachęcające stoliki w ogródku należącym do jakiejś pizzerii. To chyba nie jest jeszcze rynek, ale trudno. Zachęciły mnie skutecznie. Kiedy na nie patrzę, dociera do mnie, że natychmiast potrzebuję odetchnąć. Siadam w cieniu parasola i migusiem zamawiam dużą pizze 4 sery i wielkie zimne piwo. Tego mi trzeba! Nieopodal słychać szum fontanny, czuję jak schodzi ze mnie napięcie. W sądzie jak zwykle doświadczyłam stresu co nie miara.

Raz- że jadę przez pół Polski, a rozprawa może się nie odbyć.

Dwa – że nie wiem, co w zanadrzu szykuje dla mnie strona przeciwna.

Trzy – nie mam pojęcia, co wywinie sędzia.

Tym razem się udało. Wracam z tarczą. Sączę to zimne piwo i delektuję się chwilą: wygraną w sądzie, łykiem zimnego piwa, powiewem lekkiego wiaterku, łykiem zimnego piwa…

Dla takich chwil warto wykonywać ten zawód.

Po 3 kawałkach pizzy kategorycznie stwierdzam, że już więcej nie dam rady. Za gorąco na jedzenie, a żołądek – chyba ze stresu – wciąż ściśnięty.

Gość – „na krzywy ryj”

Kiedy mam już wypite mniej więcej 1/2 kufla, do ogródka, w którym siedzę podchodzi młody mężczyzna. W okolicach 30-tki. Dość przystojny. Raczej czysty niż brudny i zdecydowanie nieogolony. Ale jednocześnie nieroztaczający wokół siebie nieprzyjemnych zapachów i od razu przeszła mi myśl, że gdyby go porządnie doszorować i przystrzyc byłby z niego całkiem niezły okaz męski.

– Pani da 5 złotych.

No masz, wiedziałam.

– Na bułkę – dodaje – głodny jestem.

– Naprawdę? Jest pan głodny? A może ma pan ochotę na pizzę? – wskazuję na swój talerz, na którym znajduje się wciąż ponad połowa tego specjału – niech pan siada.

Czy ja to właśnie powiedziałam?

Moje piwo najwidoczniej zaczęło działać.

– Proszę – wskazałam mu na krzesło stojące przede mną. Słowo się rzekło.

Usiadł bez skrępowania, przysuwa do siebie mój talerz i zjada ze smakiem.

No, to do rzeczy, panie Głodny..

– Z czego pan się utrzymuje?- pytam zadziornie.

– A… z tego, co dostanę od ludzi.

– Ale jest pan taki młody, na oko niczego panu nie brakuje (tylko się Prawniku na macierzyńskim nie rozpędź)… no w takim sensie, że ma pan dwie ręce, dwie nogi. Dlaczego nie podejmie się pan jakiejś pracy?

– Co Pani?!? Hehe…Po co?

Powiedział to takim tonem, że gdyby nie to „hehe” pomyślałabym, że go obraziłam.

– Jak to po co? Żeby nie prosić ludzi o jedzenie.

– Pani Kochana! Ja mam wyrokiem zasądzone alimenty!

– Proszę mi wierzyć, nie pan jeden…

– Jak pójdę do pracy, to ta wydra i jej komornik wszystko mi zabierze!

Faktycznie, jeśli się pan gdzieś zatrudni, to komornik się pewnie dowie i poprosi pracodawcę żeby dokonywał potrąceń. Wprawdzie nie wszytko, ale w przypadku alimentów na dzieci – potrąci mu nawet do 3/5 wynagrodzenia.

– Syn czy córka?

– Jedno i drugie.

– No to gratuluję!

(Chyba sobie, Prawniku na macierzyńskim, że utrzymujesz kolejne dziecko, kolejnego nieodpowiedzialnego rodzica w tym kraju.)

– A co mnie to! Podobno jakiś fundusz za mnie buli. Niezła ta pizza!

– Fundusz Alimentacyjny za pana buli, ale rośnie panu dług wobec tego Funduszu, czyli wobec gminy. Cieszę się, że pizza panu smakuje. Czy ma pan świadomość, że Fundusz Alimentacyjny kiedyś w końcu pana dopadnie i ściągnie te pieniądze?

– A co może mi zrobić ten Fundusz?

– Należności wobec Funduszu podlegają ściągnięciu w trybie przepisów o postępowaniu egzekucyjnym w administracji. Jest to dość surowy tryb. Wiem coś o tym, bo miałam okazję go wypróbować na własnej skórze. Acha i jeszcze jedno -naliczają panu odsetki.

– E tam, niech sobie naliczają.

-Wie pan skąd Fundusz Alimentacyjny czerpie pieniądze żeby utrzymać pańskie dzieci? – oho rozkręcam się, najwyraźniej stres we mnie opuścił całkowicie.

– Hmm? Skąd?

– Z naszych podatków.

– No chyba z pani, bo nie z moich. Ja nie jestem frajerem i ich nie płacę.

Fakt, nie będę z tym polemizować.

– Ale nie kradnę!

– Ale popełnia pan inne przestępstwo – niewywiązywania się z obowiązku opieki nad dziećmi. Niepłacenie alimentów to też przestępstwo. Teoretycznie można za to trafić do pierdla nawet na 2 lata.

– Co też pani powiada?

– Poważnie! Nie myślał pan żeby jednak z spróbować z tego wyjść? Jeśli zdecydowałby się pan w końcu zacząć płacić te alimenty, to mógłby pan wystąpić do sądu o tymczasowe ich zmniejszenie dopóki powiedzmy… nie wypłynie pan na powierzchnię i nie zacznie na stałe zarabiać… Można też włożyć wniosek do gminy, żeby część należności panu umorzyła, czy rozłożyła na raty. Trzeba by tylko jakoś go uzasadnić, np. tymczasowo trudną sytuacją…

– Eee to bez sensu. Nie będę niczego spłacał. Mam w życiu wszystko, co chcę. I gwarantuję pani, że mam wygodniej niż pani. Ja na ten przykład wstawać rano nie muszę, a pani?

– No cóż..dzisiaj musiałam wyjątkowo wcześnie, żeby tu dojechać…

– Szefa znosić nie muszę, a pani ma szefa?

– Mam, ale…

– Tyrać nie muszę, a pani? O której pani codziennie wraca do domu ?

– Około 19.00.

– No widzi pani, a ja wracam wtedy, kiedy mam na to ochotę.

– Ma pani jakieś kredyty?

Nie pytaj człowieku…

– Po co mi ta praca, kredyty, zobowiązania. Żyję, jak chcę i jeszcze piwko od rana mogę wypić. Apropos piwka – czy mogę za panią dokończyć?

about author

admin

related articles