Witaj e-protokole!

Żegnaj e-poko kamienia łupanego (tj. Worda stosowanego)

Już dziś i ty możesz odsłuchać audiobooka nagrywanego podczas twojej rozprawy sądowej. Będzie cię to kosztowało tylko 6 złotych (bo tyle kosztuje płytka), sporo cierpliwości i czasu.

O co chodzi? O e-protokoły oczywiście!

Doczekaliśmy się rewolucji w polskich sądach. A teraz tę rewolucję musimy znosić na własnej skórze, a konkretnie – na własnych na uszach.

Dawniej było tak

Zeznaje świadek:

Proszę Wysokiego Sądu, tamtego dnia było słonecznie i upalnie. Pamiętam to dokładnie!

Sędzia zwraca się do protokolanta: Proszę zanotować: świadek zeznaje, iż pamięta, że było pochmurno i padał deszcz.

To nie żart. Ktoś mi się kiedyś nawet uskarżał na tym blogu na tego typu absurdy. Oczywiście, że podobne kwiatki się zdarzały i pewnie nadal się zdarzają w sądach rewolucją niedotkniętych.

Co zrobić, gdy protokół nie odzwierciedla prawdy

Po rozprawie zamawiasz taki protokół (sporządzony w poprzedniej e-poce za pomocą pana protokolanta i starego dobrego Worda), czytasz go na spokojnie w domu do poduszki i nie wierzysz własnym oczom.

Przecież mój świadek całkiem zeznał inaczej!

Okazuje się, że inaczej podyktował to sędzia do protokołu, a jeszcze inaczej zanotował protokolant!!!

W takich sytuacjach pozostawał jeszcze wniosek o sprostowanie protokołu w np. w trybie art. 160 kodeksu postępowania cywilnego[1].

Tylko, co począć, jeśli sędzia zapamiętał zeznanie świadka inaczej niż ty i nie godzi się poprawić protokołu zgodnie z twoją sugestią? Wprawdzie od takiego odmownego zarządzenia przewodniczącego przysługuje ci jeszcze odwołanie do całego składu orzekającego, ale niemal już z góry wiadomo, że jeśli trafisz na opór materii (czyli prawie zawsze, gdy będzie to istotna kwestia z punktu widzenia twojej strategii procesowej), to trudno ci będzie przeforsować swoją wersję.

Zalety e-protokołu

Teraz ma być inaczej. W 2010 roku zmieniono procedurę cywilną, za sprawą której w 2012 roku do sądów wreszcie zawitał wiek XXI. Obecnie przebieg rozpraw nagrywa się za pomocą urządzenia rejestrującego dźwięk albo obraz i dźwięk. Wprawdzie, ze względu na to, że jest to bardzo drogie przedsięwzięcie, na razie dzieje się tak tylko w sądach apelacyjnych i okręgowych. Ale to już jest postęp!

Już nie dochodzi do takich kuriozalnych pomyłek, jak ta z pochmurnym i słonecznym dniem zarazem. Nie ma już czegoś takiego, że zaprotokołowane jest co drugie zdanie świadka, albo gorzej – że jego zeznanie zaprotokołowane jest w taki sposób, aby pasowało pod zaprojektowane w głowie sędziego uzasadnienie przyszłego wyroku w sprawie.

Dobrze czytasz. Jeśli człowiek chciał się dowiedzieć, jakie zapadnie orzeczenie, czasami wystarczyło dobrze się wsłuchać w „dyktadno” sędziego. Jego rola bowiem m.in. polegała na tym, żeby wysłuchać monolog strony, pełnomocnika, świadka lub biegłego, a potem podyktować ich skróconą wersję do protokołu. Jak wiadomo, sędzia też człowiek i swe słabości ma. Zdarza mu się, że go „poniesie” w kierunku którejś ze stron procesowych. Zdarza się czasami mieć gorszy dzień i czegoś nie dosłyszeć i niestety zdarza mu się obejść ze świadkiem lub stroną „po bandycku”.

Tego docelowo ma już nie być. E-protokoły mają za zadanie wyeliminować takie i inne patologie.

E-protokół w praktyce

Jak już wcześniej pisałam, w czasie mojego 7-mio miesięcznego urlopu relaksacyjnego (związanego z przyjściem na świat mego drugiego dziecka – zob. Prawnik na macierzyńskim już nie na macierzyńskim) żadna z prowadzonych przeze mnie spraw sądowych się nie zakończyła. Ot uroki polskiego wymiaru sprawiedliwości. Sprawy trwają latami i nikomu – poza powodem, który zazwyczaj ma interes w tym, by szybko sprawę zakończyć – to nie przeszkadza.

Jednak niektóre z moich spraw lekko drgnęły. Tak było z pewną dużą sprawą, w której z uwagi na moją macierzyńską przerwę przegapiłam aż 2 rozprawy (w trakcie których klient był reprezentowany przez innego pełnomocnika). Jak szybko się zorientowałam, podczas tych dwóch rozpraw zeznawało aż 12 świadków!

To było dla mnie wręcz nieprawdopodobne, że sąd zdołał ich wszystkich przesłuchać w tak krótkim czasie. Gdyby ich zeznania należało zaprotokołować w tradycyjny sposób, tj. podyktować i zapisać za pomocą Worda, z pewnością należałoby na to poświęcić około 5 rozpraw.

A więc jestem świadkiem prawdziwej rewolucji!

Dokonuje się ona na moich oczach! Rewelacja! Media podchwyciły temat i zdążyłam już w prasie przeczytać wszystkie ochy i achy na jej temat. Jakoś jednak nie doczytałam się o wadach tego systemu.

A wady niestety są. .

A właściwie jedna podstawowa. Nikt tego słuchał raczej nie będzie.

Kaszpirowski to betka

Z uwagi na to, że zbliża się kolejna rozprawa, na której mam być już gotowa do boju, postanowiłam zajrzeć do akt sprawy i zbadać, co zeznali dotychczasowi świadkowie. Normalnie wyglądałoby to tak, że natknęłabym się na pisemny, stworzony w Wordzie, kilkustronicowy protokół z rozprawy. Jego przeczytanie i zakreślenie najważniejszych dla mnie fragmentów zajęłoby mi od 10 do 30 minut w zależności od długości danego protokołu. W dowolnej chwili mogłabym też powrócić do tych zeznań. Wystarczyłoby w tym celu odwrócić kartkę, co zajęłoby kilka sekund.

Teraz jest inaczej, przeglądam akta i znajduję 2 niewinnie wyglądające płyty CD, na których jest seans. Zdecydowanie mogę to śmiało nazwać seansem, przy którym odliczanie pana Kaszpirowskiego to bułka z masłem.

Już po pierwszych kilku godzinach stwierdziłam, że ten seans jest strasznie trudno przyswajalny dla słuchacza/oglądacza.

Dość powiedzieć, że od dwóch dni nie robię nic innego, jak tylko siedzę przed komputerem i katuję się wysłuchując przebiegu tych rozpraw. Każda z nich trwała ponad 6 godzin. Jeszcze nie dobrnęłam do końca i już wiem, że nie jest to idealne rozwiązanie. Głosy gdzieś uciekają, nie wszystkie słychać wyraźnie, a dodatkowo o ile nie ma wideo, a jest tylko audio, zaś mówca się nie przedstawi, to słuchacz zachodzi w głowę – kto zacz.

Przede wszystkim jednak to trwa i trwa! Słucham już jakby całe wieki i jestem dopiero w połowie. W międzyczasie staram się robić przerwy i notować, w której minucie, której płyty powiedziano interesujące dla mnie rzeczy, ażeby móc się ewentualnie na nie powołać.

Muszę wytężać słuch maksymalnie, aby cokolwiek usłyszeć i zrozumieć, bo czasem nagranie jest bardzo ciche, a innym razem coś paskudnie trzeszczy. W dodatku, kiedy pełnomocnicy przewracają kartki, ich szelest także zagłusza wszelkie wypowiedzi.

Patent na lepszy odsłuch

W celu usłyszenia czegokolwiek, uciekłam się do sposobu. Wtykam sobie małe słuchaweczki w uszy, a na to zakładam duże słuchawki wygłuszające. Z malującym się na twarzy skupieniem i podwójnym kompletem słuchawek na uszach muszę chyba dość osobliwie wyglądać, bo siedząca ze mną w pokoju koleżanka (i każdy inny, kto nas odwiedza), co jakiś czas tylko uśmiecha się z politowaniem. Ja uśmiechem odpowiadam, ale w głębi duszy wcale mi nie do śmiechu. Obawiam się bowiem, że w praktyce nic dobrego z tych e-protokołów chyba nie wyniknie.

Od dwóch dni bowiem, kiedy to nie odstępuję swoich słuchawek na krok, towarzyszy mi niestety myśl, że o ile mi się chciało i znalazłam czas żeby odsłuchać tego „audiobooka”, sędzia, któremu przyjdzie wydać werdykt w tej sprawie może nie podjąć się takiego trudu. Poza tym teoretycznie powinien on tego wysłuchać nie tylko tuż przed końcowym orzeczeniem, ale i przed każdą kolejną rozprawą. Normą jest przecież, że przerwa pomiędzy kolejnymi rozprawami w danej sprawie wynosi 4 miesiące, a najczęściej pół roku, albo jeszcze dłużej.[2] Jak zatem sędzia po takim okresie może pamiętać, co działo się na poprzedniej rozprawie, skoro w tym czasie miał już dziesiątki, jeśli nie setkę innych?

Nie ma takiej możliwości żeby pamiętał. Będzie musiał odświeżyć sobie pamięć. Zajrzy więc do akt i znajdzie w nich kawałek plastiku – płytę CD, której niestety w życiu nie odsłucha w całości, bo mu na to fizycznie czasu nie starczy. Przecież żeby się przygotować do rozprawy oprócz tej płyty ma jeszcze kilka innych, a do kompleksowego przeanalizowania mojej sprawy będzie musiał przerobić jeszcze tony pism procesowych, opinie biegłych itd. Nawet gdyby sędzia był wyjątkowo rzetelny i wnikliwy to zwyczajnie może nie mieć na to czasu, bo pamiętajmy przecież, że moja sprawa jest jedną z wielu, które ten sędzia obsługuje.

Refleksje

A zatem nasuwa mi się pewien niepokojący wniosek. Owszem sędziowie zaoszczędzą czas na rozprawach i na przesłuchiwaniu świadków, bo zamiast na pięciu posiedzeniach wyrobią się na dwóch. Niemniej oszczędność czasu jest jednorazowa i pozorna. Obawiam się, że gdy sędzia stanie przed wyborem, czy odsłuchiwać przez wiele godzin kolejnych rozpraw, czy może pominąć dowody zgromadzone na rozprawie, albo – co bardziej prawdopodobne – potraktować je „po macoszemu”, wybierze to drugie rozwiązanie.

Zadaję sobie wiec pytanie, czy aby na pewno możemy liczyć, że e-protokoły nam pomogą w prowadzeniu i spraw? Czy może jest to gwóźdź do trumny naszego wymiaru sprawiedliwości, który po kolejnej nowelizacji, wprowadzającej tzw. dyskrecjonalną władzę sędziego w zakresie m.in. postępowania dowodowego (o tym może kiedyś napiszę) zmierza w bardzo niebezpiecznym kierunku?

jak dla mnie niestety odpowiedź jest chyba przesądzona. A wy co o tym sądzicie? Czy ktoś już miał jakieś doświadczenia z protokołowaniem na sali sądowej?

about author

admin

related articles