Reforma edukacji, czyli 6-latek w szkole.

Czy reforma edukacji w wersji, jaką oferuje nam rząd jest odpowiednio przemyślana i zaplanowana? Moim zdaniem – nie. Można jeszcze głosować za wnioskiem o referendum w tej sprawie.

Wizyta w podstawówce

Jakiś czas temu miałam okazję przekroczyć progi jednej ze szkół podstawowych. Wyglądało to mniej więcej tak:

Otwieram drzwi wejściowe, podążam ku schodom, z których zbiega sięgający mi gdzieś do łokcia uczeń (na moje oko 8-latek) i wpada prosto na mnie, uderzając mnie całym sobą i odbijając się jakiś metr dalej. Mimo, że nie upadł, z troską wyciągam w jego stronę rękę i pochylam się żeby sprawdzić, czy biedakowi nic się nie stało. Wtedy to „biedak” podnosi w moją stronę głowę. Jego wzrok nie przypomina zabłąkanego malucha, ale jest pełen złości i agresji. Ledwie to do mnie dociera, kiedy słyszę:

Co? Chcesz wpierdol laska?

Minę mam nietęgą. Muszę wyglądać chyba przezabawnie z pokojowo wyciągniętą w jego stronę ręką. Przez moment zastygam w tej pozycji i czuję, że potrzebuję pomocy żeby szok mnie opuścił.

Niech ktoś mnie uszczypnie!

„Pomoc” nadchodzi niezwłocznie – w ślad za maluchem zbiega ze schodów cała ich banda, bo właśnie zadzwonił dzwonek. Instynktownie trzeźwieję i odsuwam się na bok, żeby uniknąć ryzyka, że faktycznie któreś z nich się na mnie zamachnie. Jeśli nie intencyjnie, to niechcący, bo pędząco-krzycząca wataha dzieci nie wyglądała na taką, która miałaby się przede mną zatrzymać lub mnie ominąć.

Coś się jednak zmieniło

Inaczej pamiętam siebie i swoich rówieśników ze szkoły podstawowej. Owszem, nie byliśmy „święci” – chłopcy się tłukli, dziewczynki wyzywały, zdarzało się nam używać niecenzuralnych słów, ale nie pamiętam żeby miało to miejsce w stosunku do odrosłych. Dorosły budził respekt. I kiedy się na niego przypadkiem wpadło, każdy wiedział, że należy go raczej przeprosić, niż grozić spuszczeniem manta. Wchodziłaby prędzej opcja odwrotna.

Reforma edukacji

Kiedy emocje opadły, a smutne refleksje do mnie dotarły, spojrzałam na swojego starszego syna. Ma już 4 i pół roku. Zgodnie z planowaną reformą edukacji w 2014 roku powinien pójść do pierwszej klasy. Urodził się w grudniu, więc już na starcie ma „w plecy” te kilka miesięcy, a teraz jeszcze to.

Indywidualne predyspozycje

Nie twierdzę bynajmniej, że żadne dziecko urodzone w 2008 r. nie nadaje się do szkoły w 2014 r. Przeciwnie, znam kilkoro takich, które z powodzeniem poradzą sobie w szkole i o tym są przekonani ich rodzice, którzy nie mają wątpliwości, że zapiszą je tam już za rok.

Jednak, sorry za truizm – każde dziecko rozwija się przecież inaczej. Pod niektórymi względami szybciej, innymi – wolniej.

Matka – kwoka

Nie jestem mamą – kwoką, która chcąc zaoszczędzić swojemu dziecku wszystkich niedogodności świata chowa go pod spódnicą. Mój syn uczestniczy w życiu społecznym już od najmłodszych lat. Kiedy miał rok i 7 miesięcy zaprowadzałam go już do żłobka po to właśnie, żeby miał kontakt z innymi dziećmi, życiem społecznym i edukował się. Była to jednak na wskroś prześwietlona placówka, co do której miałam pełne zaufanie i absolutnie cienia podejrzeń o brak kompetencji, czy odpowiedniego podejścia do takich maluchów.

Nie miałabym więc nic przeciwko temu ażeby posłać swoje 6-letnie dziecko do instytucji szkolnej, gdybym tylko miała pewność, że jest ona przygotowana na przyjęcie takiego (niespełna jeszcze) 6-latka.

Ostatnią rzeczą, której bym chciała dla mojego syna jest to, żeby od pierwszej klasy przylgnęła do niego etykieta „łobuziaka”, żeby już na samym początku uplasował się w klasowym „ogonie”.

Obawiam się jednak, że do tego właśnie by doszło, gdyby za rok miałby się zmierzyć z edukacją, jaką oferuje się teraz w polskich szkołach.

Nie boję się o jego rozwój intelektualny, bo jak się chłopak mocno spręży, to potrafi już rozpoznawać literki, sumować do 10, a przypływie radości policzy do 100. Jednak widzę po nim, że emocjonalnie nie podołałby tej dziczy.

Spuszczeniem „takiego manta” jeszcze mu wprawdzie nikt nie groził, ale wiem, że potrafi się rozkleić kiedy ktoś nazwie go dziewczynką (!). Poza tym obawiam się, czy ta jego wieczna potrzeba skakania i biegania nie doprowadziłaby do tego, że siedzenie 5 godzin w szkolnej ławce byłoby na tym etapie katorgą. Z pewnością wpłynęłoby to na efektywność jego pracy umysłowej, nie wspominając już o wzbudzeniu potencjalnej, być może trwałej, niechęci to tego typu instytucji, jak szkoła.

Referendum edukacyjne

Dlatego też bez wahania podpisałam się pod wnioskiem o przeprowadzenie referendum edukacyjnego.

Więcej na jego temat możesz przeczytać na stronie www.ratujmaluchy.pl. Znajdziesz tam informacje m.in. o samej reformie, o szkołach, które absolutnie nie są przygotowane do jej udźwignięcia i o doświadczeniach innych rodziców. Podpisy pod referendum będą zbierane do 1 czerwca 2013 r.

W świetle ostatnich deklaracji Premiera, reforma ma mieć nieco łagodniejszy wymiar, tj.: dzieci z drugiej połowy roku (czyli m.in. mój syn) prawdopodobnie nie będą miały obowiązku pójścia do szkoły w roku 2014.

Niemniej gorąco zachęcam do zapoznania się z – nieco innym niż rządowy – punktem widzenia i wzięcia udziału w głosowaniu.

about author

admin

related articles