Radość Babci … Bezcenne!

Rzym

Dla jednych to włoska kuchnia: pizza, spaghetti, gelato.

Dla innych – kolebka kultury europejskiej. To także historia pierwszych kodyfikacji prawa jeszcze z czasów starożytnych, począwszy od Ustawy XII Tablic, przez instytucje Gajusa, po Kodyfikację Justyniańską. Swoją drogą Starożytni Rzymianie naprawdę musieli mieć łeb na karku skoro stworzyli takie imperium i takie instytucje prawne, które stały się wzorem dla wielu rozwiązań dzisiejszego prawa.

Dla jeszcze innych – w tym dla naszej Babci, Rzym to przede wszystkim – Watykan, Bazylika św. Piotra i Papież oczywiście.

Babcia

Przyjechała do nas w odwiedziny Babcia mojego męża.

Stęskniła się za nami, tj. swoimi wnukami, a także naszymi dziećmi – jej prawnukami, więc dobrowolnie przybyła nam „na ratunek”, by nas nieco odciążyć i zająć się chłopcami. W tym celu wsiadła w pociąg i przejechała bagatela 500 km.

Nieźle jak na 80-letnią babcię, prawda?

Babcia to najstarsza i najmądrzejsza osoba w całej naszej rodzinie.

Słyszysz „80 letnia kobieta” – myślisz: upierdliwa, wymagająca opieki staruszka.

Widzisz Babcię, zamieniasz z nią raptem kilka słów i od razu wiesz, że się pomyliłeś.

W Babci „babcine” jest tylko to, że przepysznie gotuje, jest niezwykle cierpliwa, wyrozumiała i kocha małe dzieci. Poza tym, jak na rasową babcię przystało – przywiązuje dużą wagę do miejsc uznawanych za święte. Aha… i używa dawnego słowa „wartało„.

Pod każdym innym względem Babcia zwykłej babci nie przypomina.

Jest odważna, przebojowa i pełna werwy, jakiej mogą jej zazdrościć o 30 lat młodsi koledzy. W dodatku ma ze sto razy lepszą od mojej orientację w terenie, poczucie humoru i dystans do siebie oraz swojego zaawansowanego wieku i dolegliwości.

Świątynia Opatrzności Bożej – dobre i to

W celu oderwania Babci od obowiązków pieluchowo-opiekuńczych, które – zaznaczam – sama dobrowolnie na siebie nałożyła, w ramach atrakcji Babcia zażyczyła sobie zobaczyć Świątynię Opatrzności Bożej w Wilanowie, o której wiele słyszała.

Wedle życzenia, udaliśmy się tam w najbliższy weekend. Babcia czekała na tę wyprawę cały tydzień. Spodziewała się, że ujrzy miejsce kultu religijnego zapierające dech w piersi. Ubrała się odpowiednio licząc, że zrobimy pamiątkowe zdjęcie, żeby pochwalić się po powrocie księdzu i znajomym, którzy mają już za sobą różnorakie pielgrzymki, w tym do Bazyliki św. Piotra w Watykanie.

Watykan to niezrealizowane marzenie Babci, która nie może odżałować, że 10 lat temu, gdy miała „zaledwie” 70-tkę i była na większym „chodzie” nie skorzystała z wycieczki autokarowej do Rzymu. Teraz już za późno na takie ekstrawagancje, ale Świątynia Opatrzności Bożej też byłaby dobra…

Rozczarowanie

Po jakiejś godzince docieramy na miejsce. Szybko okazuje się jednak, że budowa Świątyni nie jest jeszcze w dużej mierze skończona. Powiedziałabym nawet – jest ledwo zaczęta. To wielka, szarobura i odstraszająca wyglądem skorupa, pusta w środku. Dostępne są jedynie katakumby, do których nie weszliśmy z uwagi na to, że na kolejną wycieczkę należało czekać godzinę, a tego dnia było potwornie nieprzyjemnie: wiało i siąpiło. Biorąc pod uwagę obecny stan zaawansowania budowy oraz to, że pierwszy kamień (poświęcony przez Jana Pawła II) został wmurowany 11 lat temu, nie sądzę, żeby budowę zdołano ukończyć jeszcze za życia Babci.

W miejsce oczekiwanej radości – ogarnęło nas rozczarowanie. Wprawdzie Babcia na głos tego nie wypowiedziała, ale jej zawód widać było gołym okiem.

Olśnienie

Z posępnymi minami, ruszamy na drugi koniec miasta, w stronę domu.

Kiedy przejeżdżamy obok Okęcia. Babcia zadziera głowę do góry i podziwia lecący nad nami samolot.

Nagle doznaję olśnienia! Przez głowę przeszedł mi pomysł… a może by tak…

Nie, to niemożliwe. Babcia się nie zgodzi. A może jednak….

Pośpiesznie zjeżdżam z trasy i skręcam w kierunku lotniska.

– Co robisz mamo? Pyta mój zdezorientowany synek – uczestnik tej nudnej wycieczki.

– Staniemy tu na chwilę, zobaczysz z bliska samolot.

– Ale po co? – Słyszę protest męża.

– Na chwilkę tylko. Chłopcy nie widzieli, Babcia też nie…

Parkujemy na parkingu dla pasażerów. Nie zważam na niezadowoloną minę męża oraz najwyraźniej mało zachwyconego syna, który wolał wrócić do domu i obejrzeć bajkę. Wypakowuję z auta wózek, pakuję w niego tego młodszego, który na szczęście dał się zatkać butelką i nie zdążył jeszcze okazać niezadowolenia. Całą ekipę dosłownie siłą ciągnę w kierunku pasa startowego.

– I jak? – krzyczę do Babci, kiedy tuż nad głową przelatuje hałaśliwa maszyna, która właśnie wystartowała.

– Całkiem nieźle! – krzyczy Babcia – Duże to!

Babcia urodzona w roku 33 ubiegłego wieku w dzieciństwie przemieszczała się wyłącznie dorożką, a parę lat później, w latach 40-tych, na dźwięk samolotów chowała się do bunkra. Zakładam więc, że nie miała okazji lecieć samolotem, ale zagajam:

– Leciałaś kiedyś?

– No skąd! Dziecko! Ja?

Wchodzimy na terminal. Kłębią się tam tłumy podróżnych.

– A co ci ludzie tu robią?

– Latają Babciu. W różne strony świata. Jedni do Hiszpanii, inni do Rzymu…

– A ile to się leci?

– To zależy gdzie. Do takiego Rzymu, na przykład, niecałe 2 godziny.

– Naprawdę tylko dwie godziny?

Babcia podłapała klimat…jest dobrze.

– Serio Babciu! A koszt takiego lotu jest mniej więcej taki, jak koszt biletu PKP z Warszawy do Kołobrzegu.

– Nie może być!

– No mówię ci. A nie bałabyś się polecieć?

– E tam! Czego tu się bać? W moim wieku się już niczego nie boję.

– To co? – kuję żelazo póki gorące – Przelecimy się tam Babciu?

– Czy ja wiem….

Dostrzegam w niej lekkie zawahanie łamane na niedowierzanie. Ale tylko przez ułamek sekundy. Po chwili widzę jak na jej twarzy maluje się nieopisana Radość.

– Lecimy! Miałam wprawdzie odłożone na pochówek, ale się tam na razie nie wybieram.

– Babciu, a jak z twoim ciśnieniem? – pytam zupełnie poniewczasie, przełykając ślinę, nieco przerażona tym, do czego właśnie doprowadziłam.

Widzę po minie Babci, że jej Radość trwa, a ona jest już w innym świecie.

– Oj przestań Ola! Ciśnienie to ja mam uregulowane! Gdzie się jest kasa biletowa? Idziemy dziecko po te bilety, bo nam wykupią.

***

I poszliśmy.

I kupiliśmy.

I polecieliśmy.

***

Spędziliśmy w Rzymie 3 dni. Odwiedziliśmy najważniejsze miejsca podziwiając m.in. pozostałości po starożytnych sądach i innych instytucjach. Zamówiliśmy pizzę z prosciutto i wino na Piazza Spagna. Zdołaliśmy też wypić kawę i zjeść lody na Piazza Navona.

Ale najważniejsze było to, że w sobotę razem ze 150 tyś tłumem siedzieliśmy na kostce brukowej Placu św. Piotra, z gazetami na głowie chroniącymi przed słońcem, czekając przez 5 godzin na Papieża Franciszka.

about author

admin

related articles