Prawo włożone między bajki

czyli o tym, czy warto zaznajamiać dzieci z prawem i jak to zrobić?

Jakiś czas temu moja kuzynka postawiła przede mną pewne wyzwanie.

– Wiesz, skoro zamierzasz nas jutro odwiedzić i zostać u nas na parę dni, to pomyślałam, że może odwiedziłabyś przy okazji naszą podstawówkę.

– Waszą szkołę? W jakim celu?

– Koniecznie z togą. Mój syn opowiedział swojej pani, że jego ciocia jest prawnikiem i występuje m.in. w sądzie, wobec czego pani i dzieci chciałyby cię poznać żeby dowiedzieć się czegoś więcej o zawodzie prawnika i o samym prawie. Wspomniałam im, że właśnie się do nas wybierasz … Właściwie to już wszystko ustalone. Dzieciaki z drugiej klasy czekają na Ciebie jutro na czwartej i piątej godzinie lekcyjnej. Wyrobisz się biorąc pod uwagę godziny przyjazdu pociągu? Oczywiście odbierzemy cię z dworca.

– Hm…Okej – I tyle było z mojej asertywności.

Do czego dzieciom potrzebne jest prawo?

Do życia 😉 Moim zdaniem nawet ośmiolatki powinny wiedzieć, że:

– kiedy idą do sklepiku szkolnego i kupują drożdżówkę (teraz znowu mogą) zawierają umowę sprzedaży, która zobowiązuje ich do zapłaty ceny za ten zakup;

– kiedy wsiadają do autobusu czy tramwaju, to zawierają umowę przewozu, która zobowiązuje ich do skasowania biletu;

– kiedy pożyczają od kolegi 5 zł na soczek, to zawierają umowę pożyczki, która zobowiązuje ich do zwrotu pożyczonych pieniędzy.

I niech mi ktoś powie, że dzieci nie mają do czynienia z prawem.

Trochę zaskoczona propozycją kuzynki, podjęłam się wyzwania. Natychmiast dopakowałam do przygotowanej już walizki kodeks cywilny oraz togę (tj. pelerynę – jak mawiał swego czasu mój syn) i pognałam na pociąg, który odjeżdżał za godzinę. W podróży spędziłam około 10 godzin (zdradzę, że nie jechałam na daleki wschód, ale do mojego rodzimego miasteczka nad polskim morzem), więc miałam sporo (nocnego) czasu żeby przemyśleć temat lekcji.

Temat nie był taki oczywisty. Jak opowiedzieć ośmioletnim dzieciom o prawie, w sposób zrozumiały, który by je zaciekawił i przy okazji czegoś nauczył?

Gdybym już wtedy dysponowała książką „Prawie bajki. Nieznajomość prawa szkodzi” autorstwa Jakuba Skworza, miałabym częściowe rozwiązanie gotowe. Mogłabym moim dzieciom odczytać historyjkę o Oskarze i zastanowić się razem z nimi nad jego problemem prawnym. Oskar – to główny bohater książeczki – który na własnej skórze przekonywał się czym jest prawo, jak łatwo można wpaść w tarapaty poprzez jego nieznajomość oraz co w praktyce znaczy łacińska paremia Ignorantia Iuris Nocet.

Jednak wtedy książeczki nie miałam i musiałam improwizować.

Prawie bajki okładka front (2)

Czym są „Prawie Bajki. Nieznajomość prawa szkodzi”?

„Prawie bajki” to książka adresowana do dzieci, wydana przez PmQ Sp. z o.o., a jej motywem przewodnim jest prawo. Jednak, podobnie jak i na tej stronie internetowej, w książce tej nie przeczytacie wyłącznie o przepisach prawa. Prawo jest obudowane w ciekawą, współczesną historyjkę, której bohaterem jest chłopiec marzący o konsoli do gier.

Jednym tchem…

Książka została wysłana do mnie przesyłką pocztową. Odbierałam ją na poczcie razem z moim prawie ośmioletnim synem, świeżo upieczonym 2-go klasistą. Przesyłkę odpakowałam jeszcze w budynku poczty.

– Mamo, co ty dostałaś, od kogo i dlaczego to takie fajne i kolorowe? – z zaciekawieniem zaglądał mi przez ramię syn.

Rzeczywiście książka przyciągała uwagę od samego początku – ciekawą twardą i kolorową okładką, a także pomysłowymi, równie kolorowymi ilustracjami. Książka została naprawdę ładnie wydana.

– Dobrze się zaczyna – pomyślałam – To książka o prawie. Dla dzieci. Zamierzam ją przeczytać i opisać – odpowiedziałam na serie ciekawskich pytań.

– Ale skoro ona jest dla dzieci, to dlaczego przysłali ją do ciebie, a nie do mnie?

– Dobre pytanie. W sumie masz rację. Jeśli chcesz, możesz być jej pierwszym recenzentem.

– Naprawdę? Super! Dzięki mamo!

Wsiedliśmy z książką do samochodu. Tego dnia miałam do załatwienia całą masę rzeczy „na mieście”, a mój syn miał mi biernie towarzyszyć. Uradowany, że ma jednak zajęcie, z zapałem zabrał się do czytania „Prawie bajki„.

W skrócie powiem wam tyle, że po otwarciu książki na poczcie, syn zamknął ją dopiero kiedy dotarł do samego jej końca. Czytał ją bez przerwy. Jednym tchem. Książka pojechała z nami do sklepu, do urzędu, do stomatologa (gdzie ja byłam pacjentem, a syn siedział cierpliwie w poczekalni i tam kontynuował lekturę).

Wydawnictwu jestem bardzo wdzięczna za przesłany egzemplarz z dwóch powodów. Pierwszy, ponieważ książka okazała się świetnym prezentem dla mojego syna. Drugi, chyba pierwszy raz w życiu załatwiłam z dzieckiem tyle różnych spraw: sprawnie, ze spokojem, bez zbędnych wygłupów, skakania i upominania, etc…

Książka „Prawie bajki” liczy 63 strony, na połowie są wspomniane ilustracje, więc nawet ośmiolatek jest w stanie ją przeczytać. Na szczęście tekst został wydrukowany na tyle dużą i przyjazną dla oka czcionką, że bez problemu można go czytać nawet w nie najlepszych ku temu warunkach. Kiedy po kilku godzinach dojechaliśmy wreszcie pod dom mój syn zamknął książkę, komentując:

– Skończyłem! Niezła historia! Oskar chciał sobie kupić konsolę. Zresztą ja mu się nie dziwię. I kupił. Tyle że przez Internet i bez wiedzy jego mamy i taty. I wiesz co mamo? Niechcący zawarł umowę kredytu.

– A jak to mógł zrobić? Czyje dane podał?

– Swojego taty, bo wykradł mu po kryjomu jego dowód osobisty.

– I co było potem?

– Potem to już była masakra mamo. Były „odsetki” i „komornice”. Przyszły do taty Oskara. I jego rodzice byli smutni, gdy się dowiedzieli. A tata to był nawet zły, że mama nie chciała podnosić głosu na Oskara…. – tu zreferował mi dalszą część historii – Ale potem mamo, Oskar z tatą poszedł do prawnika i dowiedział się, że może odstąpić od umowy.

– No pewnie! Bo ją zawierał ją przez internet.

– O właśnie! A ten sprzedawca konsoli nie poinformował Oskara, że może od umowy odstąpić w terminie 14 dni. Prawnik powiedział Oskarowi, że jak sprzedawca tego nie zrobi, to Oskar ma na to aż 2 lata.

***

Od tamtej lektury minął już dobry miesiąc, a mój syn zapytany o treść przepisów pozwalających na odstąpienie od umowy zawartej poza lokalem przedsiębiorstwa, nadal recytuje je bez problemu.

Świadczy to o tym, że nauka prawa poprzez przeczytanie ciekawej bajki może być naprawdę skuteczna, a prawo może być interesujące nawet dla dzieci. A co najważniejsze – użyteczne!

Znajomość prawa, przynajmniej w stopniu podstawowym, jest obowiązkowa dla każdego człowieka, nie tylko prawnika. Z taką ideą przewodnią powstał właśnie Prawnik na macierzyńskim – żeby pomóc przebić się z tą niewdzięczną materią – jaką jest prawo – poprzez komunikaty zrozumiałe, pisane bez prawniczego zadęcia. Może nie zawsze mi się to udaje, ale taki właśnie przyświeca mi cel.

Tyle, że moja strona dedykowana jest dla dorosłych. Edukacja w zakresie prawa z powodzeniem może – i powinna – rozpoczynać się już na etapie szkoły podstawowej, a książki takie jak ta przeze mnie opisana, mogą być znakomitym do tego narzędziem. Stąd, kiedy wydawca „Prawie Bajek” poprosił mnie o recenzję jego książki, zgodziłam się bez wahania.

Wydawcę książeczki „Prawie bajki” namawiam na kontynuowanie pisania bajek o prawie. W razie braku pomysłu na fabułę, Prawnik na macierzyńskim chętnie służy pomocą 😉

Trzymam kciuki za dalszy sukces wydawniczy, a was drodzy czytelnicy zachęcam do zainteresowania się tą pozycją, bo w mojej ocenie, książka świetnie nadaje się na prezent pod poduszkę na 6 grudnia. Czy do skarpety jak kto woli 😉

Zainteresowanych kwestią prawną odstąpienia od umowy zawartej przez internet, zapraszam do moich wcześniejszych wpisów poświęconych tej tematyce: klik, klik, klik.

Zainteresowanych książką odsyłam na stronę www.prawiebajki.pl lub facebookowy profil „Prawie bajki”.

Post scriptum

Prosto z dworca, z ułożonym w głowie konspektem, pędem pognałam do szkoły. Byleby zdążyć na dzwonek.

Pociąg szczęśliwie nie miał opóźnienia, więc wyrobiłam się na czas. Dzieci już czekały. Przez następne dwie godziny z lekką tremą wprowadzałam ich w meandry prawa. Spotkanie z dziećmi przebiegło bardzo pomyślnie. Na koniec, ku mojemu zdumieniu, wszystkie dzieciaki ustawiły się do Prawnika na macierzyńskim w kolejce …. po autografy! 😉

Rozdałam ich trochę, a potem się zastanowiłam…wszędzie mój podpis in blanco… 😉

about author

admin

related articles