O marihuanie raz jeszcze i o fiasku polskiego ustawodawcy

Rok temu, mniej więcej o tej porze, pełna optymizmu i nadziei informowałam was o projekcie ustawy (wniesionym przez Kukiz’15), który zakładał dostęp do medycznej marihuany dla chorych, dla których okazuje się ona jedynym rozwiązaniem, ponieważ żadne z dostępnych leków na ich schorzenia i ból z nimi związany nie działają.

Klasycznym przykładem są dzieci cierpiące na padaczkę lekooporną. Pisałam ostatnio, że potrafią doświadczyć nawet kilkadziesiąt ataków dziennie. Otóż pomyliłam się, bo liczba tych ataków może sięgać nawet do kilkuset, a w przypadku infekcji – może dochodzić nawet do 400 dziennie! Dodam, że każdy taki atak może skończyć się śmiercią.

Jeśli ktoś nie widział dziecka w ataku padaczki i ma wątpliwości o czym w praktyce mowa, to może bez trudu to zweryfikować to w Internecie. Nie nakłaniam do obejrzenia tych dramatycznych obrazów po to, żeby wzbudzić sensację, ale uzmysłowić skalę i wagę problemu.

Jednocześnie w tym samym Internecie dostępne są filmy z przebiegu ataku padaczki u dziecka, któremu podano lek z marihuany. Dziecko takie niemal przesypia atak i nie jest targane konwulsjami. Nie ma w ogóle porównania.

Medyczna marihuana pomaga też w bólu, na przykład przy chorobach nowotworowych, a także w wielu innych przypadkach, do czego jeszcze powrócę.

Dzięki medycznej marihuanie chorzy mogą funkcjonować na tyle „normalnie”, na ile to możliwe w danym przypadku. Problem dostępu do medycznej marihuany w wielu innych krajach w ten sposób, że produkcja, obrót, nabywanie i podawanie pacjentom medycznej marihuany jest uregulowane i dozwolone.

W Polsce zarówno obrót, jak i posiadanie marihuany – mimo że w celach medycznych – to czyny nadal penalizowane przepisami karnymi, o których pisałam tutaj.

Brak woli legalizacji tego środka tłumaczono m.in. tym, iż jest to narkotyk, a więc istnieje obawa o rozprowadzenie marihuany dla innych celów niż medyczne. Jednak idąc tym tropem, czy nie należałoby konsekwentnie zakazać sprzedaży papierosów czy alkoholu? Przypomnę ponadto, iż morfina też ma działanie odurzające, a mimo to jest powszechnie stosowana w lecznictwie i nikt nie śmiałby zakwestionować jej roli w medycynie.

Minister Zdrowia zasłania się dodatkowo argumentem, iż w Polsce już teraz istnieje procedura tzw. importu docelowego, dzięki której lek można przecież sprowadzić do Polski i podać pacjentowi.

I tu proponuję się na chwilę zatrzymać.

Import docelowy

Przepisy, które regulują procedurę importu docelowego to Rozporządzenie Ministra Zdrowia z dnia 21 marca 2012 r. w sprawie sprowadzania z zagranicy produktów leczniczych niezbędnych dla ratowania życia lub zdrowia pacjenta dopuszczonych do obrotu bez konieczności uzyskania pozwolenia oraz Rozporządzenie Ministra Zdrowia z dnia 14 marca 2012 r. w sprawie sprowadzania z zagranicy środków spożywczych specjalnego przeznaczenia żywieniowego niezbędnych dla ratowania życia lub zdrowia.

Do obrotu dopuszczone są bez konieczności uzyskania pozwolenia produkty lecznicze, sprowadzane z zagranicy, jeżeli:

a) ich zastosowanie jest niezbędne dla ratowania życia lub zdrowia pacjenta,

b) dany produkt leczniczy jest dopuszczony do obrotu w kraju, z którego jest sprowadzany,

c) posiada aktualne pozwolenie dopuszczenia do obrotu w kraju, z którego jest sprowadzany,

d) nie może być zarejestrowany w Polsce odpowiednik z tą samą substancją czynną.

Podstawą sprowadzenia produktu leczniczego jest:

a) zapotrzebowanie szpitala, albo

b) zapotrzebowanie lekarza prowadzącego leczenie poza szpitalem, potwierdzone przez konsultanta z danej dziedziny medycyny.

c) informacja dotycząca choroby pacjenta.

Nie dopuszcza się do obrotu bez konieczności uzyskania pozwolenia produktów leczniczych sprowadzanych z zagranicy, w odniesieniu do których:

a) Minister Zdrowia wydał decyzję o odmowie wydania pozwolenia, odmowie przedłużenia okresu ważności pozwolenia;

b) Zawierających tę samą lub te same substancje czynne, tę samą dawkę i postać, co produkty lecznicze, które otrzymały pozwolenie.

A zatem, pierwszy etap to Złożenie zapotrzebowania.

Druk zapotrzebowania można znaleźć na stronie Ministerstwa Zdrowia.

Zapotrzebowanie wystawia szpital lub lekarz prowadzący leczenie poza szpitalem.

a) Jeżeli pacjent leczony jest w szpitalu (tzw. lecznictwo zamknięte) zapotrzebowanie wystawia lekarz prowadzący pacjenta. Zapotrzebowanie podpisuje dyrektor szpitala lub osoba przez niego upoważniona.

b) lekarz leczący pacjenta poza szpitalem odnotowuje wystawienie zapotrzebowania w dokumentacji medycznej pacjenta.

Drugi etap – zapotrzebowanie musi być pisemnie potwierdzone przez konsultanta z danej dziedziny medycyny. Musi być skierowane w celu rozpoznania do … Ministra Zdrowia. Potwierdzone Zapotrzebowanie Minister Zdrowia z powrotem przesyła do lekarza, który wystawił zapotrzebowanie.

Zataczamy kółko, a czas leci….

Trzeci etap – kiedy, szpital wystawiający Zapotrzebowanie otrzyma je z powrotem od Ministerstwa kieruje je bezpośrednio do hurtowni farmaceutycznej, a jeśli zapotrzebowanie jest wystawiane przez lekarza prowadzącego leczenie poza szpitalem, to kieruje on je do hurtowni farmaceutycznej za pomocą apteki ogólnodostępnej.

Kolejny etap – sprowadzenie leku z zagranicy. Zajmuje się tym apteka, więc tu dużo zależy od jej kontaktów, sprawności, organizacji itd.

Gdzie są schody?

Praktycznie na każdym etapie, począwszy od pierwszego. Lekarze bowiem odmawiają wystawiania Zapotrzebowania. Nie pytajcie mnie dlaczego. Mam na ten temat swoją teorię, ale być może opowiem o niej kiedy indziej. Kolejnym problemem jest czas potrzebny na obieg dokumentów pomiędzy Ministerstwem a podmiotem wystawiającym skierowanie.

Mijają kolejne tygodnie ….

Jak można się domyślać po przeczytaniu przebiegu Procedury Importu docelowego, nie może ona być skuteczna. Życie niestety potwierdza, iż Import docelowy jest fasadą, martwym tworem. Nie jesteśmy w stanie zapewnić dostępu do tego leku tą drogą.

Czy chcemy doprowadzić do tego, żeby Ministerstwo przepuszczało przez swoje departamenty tony wniosków? Jakim prawem urzędnik w Ministerstwie, nie będący lekarzem, ma decydować o czyimś życiu lub zdrowiu?

Ostatnio widziałam wystąpienie zrozpaczonej matki pewnej dziewczynki, której udało się wprawdzie wynegocjować z lekarzem tzw. Zapotrzebowanie. Złożyła już wniosek do Ministerstwa o wydanie zgody na podstawie skierowania. Niestety tak długo trwało wydanie zgody i sprowadzenie leku, że jej córeczka nie doczekała się i … zmarła. Takich dzieci jak ta dziewczynka i takich walczących rodziców, jak jej matka jest mnóstwo. Często rodzice zmuszeni są korzystać z czarnego rynku, w innych przypadkach bezradnie patrzą na cierpienie dzieci. I mimo świadomości jak im pomóc, nie mogą tego legalnie zrobić.

Rozwiązanie problemu jest proste

Każdego dnia umierają ludzie z braku dostępu do medycznej marihuany. Jak temu zapobiec? Dość prosto. Przepisy powinny być jak najszybciej zmienione w ten sposób, że uprawa medycznej marihuany na terenie kraju, jak też obrót i podawanie tego leku nie jest penalizowane. Refundacja to już osobny problem.

Dlatego rok temu chorzy i cierpiący z radością przyjęli do wiadomości, że wreszcie ustawodawca ma pomysł – a co najważniejsze wolę – jak rozwiązać ich problem.

W pierwotnym projekcie ustawy zalegalizowano użycie medycznej marihuany i zakładano że jej produkcja będzie możliwa w Polsce. Jednakże obradujący nad ustawą posłowie uznali, iż nie należy się godzić na uprawę marihuany w Polsce. W konsekwencji wprowadzili tak wiele poprawek do tego projektu ustawy, iż wypaczono zupełnie jej sens. Nie chcąc się zgodzić nawet na to, żeby uprawa była realizowana w instytucjach naukowych posłowie owszem rozważają scenariusz dostępu do leku, ale jedynie poprzez sprowadzenie go z zagranicy. Projekt znowu utknął w podkomisji.

Jednocześnie posłowie nie chcą debatować nad innym projektem ustawy (złożonym dla odmiany przez SLD) twierdząc że pracują nad projektem ustawy Kukiz’15 w tej samej sprawie.

Jak wspomniałam, do tego projektu póki co wprowadzono m.in. poprawki uniemożliwiające produkcję leku w Polsce. A ja się pytam dlaczego?

Dlaczego nie możemy produkować medycznej marihuany w Polsce?

Niezrozumiałe jest dla mnie chorobliwy wręcz opór przed dopuszczeniem do upraw marihuany medycznej w Polsce.

Minister Zdrowia oświadczył, iż obecnie „zbyt mała grupa ludzi mogłaby skorzystać z tego leku”, więc nie będzie się opłacało produkowanie jej w Polsce i na otarcie łez słyszymy, że Ministerstwo będzie się przyglądało ile osób zgłasza zapotrzebowanie na ten susz.

Kto go tak oszukał?

W Polsce samych tylko dzieci chorych na padaczkę lekooporną jest około 30 tysięcy!

Podobnie zbawienne efekty medycznej marihuany, a więc jest ona w tych przypadkach potrzebna, można zaobserwować u osób z chorobami Parkinsona. W Polsce zdiagnozowanych w tym kierunku jest blisko 70 tysięcy pacjentów. W ciągu każdego roku na Parkinsona zapada średnio 10 na każde 100 tysięcy osób.

Osoby chorujące na różnego rodzaju nowotwory, w tym glejaki, na które zachorowalność w Polsce wynosi około 1300 przypadków rocznie także byłyby odbiorcami tego leku.

Medyczna marihuana pozytywnie działa także na osoby z różnymi schorzeniami neurodegeneracyjne np. cukrzyca. Ocenia się, że na tę chorobę cierpi ponad 3 mln osób (!). W samej tylko Polsce…

Czy dla takiej liczby chorych na pewno nie opłacałoby się rozpocząć uprawy marihuany w Polsce?

Nie można tych ludzi obsłużyć importem docelowym – to jest już pewne. Bez polskich upraw też nie zdołamy zabezpieczyć życia i zdrowia tych osób.

Pomijając już nawet te kwestie i skupiając się już tylko na ekonomii – choć w tym przypadku ma ona drugorzędne znaczenie – dlaczego Polska ma dawać zarobić innym zagranicznym firmom, a nie mogą tego robić polscy przedsiębiorcy?

****

Wprowadzenie leczniczej marihuany do obrotu zagrażałoby poważnie interesom koncernów farmaceutycznych. Szacuje się, że stanowiłaby zagrożenie dla około 400 leków. Domyślamy się więc co tak naprawdę za tym stoi. Pozostaje apelować do ustawodawcy i wierzyć, że się opamięta i doczekamy się konkretnej zmiany prawa w tym zakresie w interesie chorych Polaków.

****

Dzisiejszy wpis to okazja do przypomnienia o Szczepanie. Szczepana poznaliście w ubiegłym roku. Jest jedną z osób, która na nową ustawę czeka jak na zbawienie.

szczepan kolaż.min

Szczepan już od 5 lat walczy z glejakiem mózgu, który niestety w minionym roku ponownie się odnowił. Mimo to, nie poddaje się. Ostatnio przyjął kolejną chemię, przyjmuje wlewy z witaminy C, stara się ulżyć w codziennym cierpieniu dostępnymi w Polsce preparatami z konopi, które jednak nie są tak skuteczne, jak mogłoby być zastosowanie medycznej marihuany, którą Szczepan mógłby przyjmować, gdyby np. mieszkał w Czechach.

about author

admin

related articles