Na emeryturę jak znalazł!

Trybunał Konstytucyjny orzekł, że podwyższenie wieku emerytalnego jest zgodne z Konstytucją. Widmo emerytury się oddaliło. mimo to jako człowiek optymista zaczęłam już snuć plany. Czy wspominałam już, że na emeryturę wyprowadzam się do Włoch?

Pamiętacie perturbacje, jakie niegdyś przechodziłam gabinetach lekarskich nie mogąc się doprosić o wypisanie recepty na mleko refundowane dla dziecka?

Problemy z receptami miałam zresztą nie tylko w przypadku mleka. Gdy dziecko chorowało na AZS z powodu nietolerancji mleka – jeden lekarz nie wiedział co wypisać, drugi nie wiedział w jakiej ilości, a na koniec, tj. już w aptece nie raz okazywało się, że na recepcie nie przybito właściwej pieczątki albo źle było wypisane dawkowanie. W przypadku tego przeklętego i paskudnego w smaku mleka musi być nawet podane ile miarek tego świństwa dziecko powinno wypić w ciągu dnia. Apteki nie chcą realizować recept bez tego wskazania. Niestety miałam (nie)przyjemność doświadczyć na własnej skórze.

Ot polskie uroki „zdobywania” leków i środków spożywczych na receptę.

Niedawno czekałam w kolejce do lekarza i przypomniały mi się te wszystkie sytuacje. Przypomniał mi się także mój ostatni kilkudniowy pobyt we Włoszech, o którym już parokrotnie wspominałam. Miałam wówczas okazję poznać włoskie zwyczaje w tym względzie.

I wiecie co?

O tak, jest to kolejny powód, dla którego na starość wyprowadzam się do Włoch.

Historia wyglądała następująco:

Rzym-samo serce Włoch. Jest piękny i ciepły ranek! Pierwszy odkąd przyjechaliśmy tu z naszą przebojową Babcią. Mimo wczesnej pory dnia i końcówki października w Rzymie na termometrze jest już 20 stopni C. Z całą pewnością w południe będzie dużo więcej. Zaciągam się tym letnim powietrzem i z przyjemnością wybiegam myślami w przód. Za chwilę zjemy śniadanie, wypijemy długo oczekiwane włoskie cappuccino i przystąpimy do realizacji naszego planu. Mamy tu być tylko przez 3 dni, więc rozplanowaliśmy je niemal co do godziny. Na dziś akurat przypadało zwiedzanie Coloseum i starożytnego Rzymu. Wprost nie mogę się doczekać!

Babcia już dawno nie śpi. Podchodzę do niej żeby zapytać jak spała po wczorajszych wrażeniach lotniczych, ale dostrzegam, że zdenerwowana siedzi na skraju łóżka i czegoś zawzięcie szuka w kosmetyczce. Co jest Babciu?

– Nic – a po chwili dodaje – muszę zażyć leki.

– Ok. To wyjmij je z opakowania, a ja zaparzę herbatę. Pomóc ci? – pytam kierując spojrzenie na Babcię, która trzyma na kolanach reklamówkę pełną kolorowych tabletek, nerwowo przekłada opakowania po lekach, a w myślach przelicza.

Cisza. Patrzę na minę Babci. Już nie jest zdenerwowana. Teraz siedzi przygarbiona i wręcz przygnębiona.

– Co się stało?

– Zastanawiałam się, czy ci powiedzieć. Ale chyba jednak powiem.

– Mów Babciu! Śmiało! – siadam obok niej przerażona jej poważnym tonem.

– Nie wzięłam z Polski wszystkich tabletek, które powinnam zażyć.

– Jak to nie wzięłaś? – głupio pytam.

Babcia pokazuje mi garść leków.

– Te mam, te mam, te na wieczór – wylicza – ale zapomniałam dwóch innych.

– Jakich?

Po chwili milczenia…

– Tych na serce – pada odpowiedź.

– Jak często je bierzesz?

– 2 razy dziennie po 2 sztuki.

Czuję, że robię się bledsza. Patrzę na Babcię i dopiero teraz zauważam, że ona już dawno jest blada jak ściana.

– Poczekaj, nie martw się, zaraz coś wymyślimy – mówię ze ściśniętym gardłem, ale jeszcze nie mam pojęcia, co tu począć.

Już wiem! Dzwonię do pani doktor, która zajmuje się Babcią w Polsce.

– Dzień dobry. Tak, już dolecieliśmy na miejsce. Tak, tak wszystko w porządku, dziękuję. Jest tylko mały problem. Zapomnieliśmy dwóch leków (wymieniłam ich nazwę). Tak, zdaję sobie sprawę. Nieodpowiedzialne. Wiem. Nie da się ich czymś zastąpić? Nie. Babcia musi je jak najszybciej przyjąć, rozumiem. No tak. Oczywiście. Do widzenia.

Cisza.

Możecie sobie wyobrazić moją minę. Co będzie jeśli Babcia nie weźmie ich na czas?

Zwyczaje Hiszpańskie

W tym momencie przypomniało mi się jak 3 lata temu byliśmy z naszym starszym synkiem (wówczas 2-letnim) w Hiszpanii. Zaropiało mu oczko. W aptece nam nic nie chcieli sprzedać i odesłali do lekarza. Niestety nie dało się ot tak umówić z lekarzem, trzeba było iść do szpitala na izbę przyjęć, a następnie przyjąć się na oddział dziecięcy w tym szpitalu! Po spędzeniu połowy dnia na izbie przyjęć, synka ubrano w zieloną piżamkę, mnie w jakiś zielony kitel, trafiliśmy na oddział, poczekaliśmy na obchód lekarza i po wielu godzinach otrzymaliśmy wypisaną receptę, po czym musieliśmy dopełnić procedury wypisu ze szpitala. W sumie straciliśmy na tę absurdalną historię cały dzień!

Do lekarza marsz!

A więc żegnaj Coloseum, żegnaj Forum Romanum! Witajcie włoskie szpitale i przychodnie!. Perspektywa spędzenia tego dnia w kolejce do lekarza i wykłócania się o leki dla Babci jest już bardzo realna. Szukam w necie najbliższej przychodni.

Postanawiam podpytać jeszcze sympatyczną Amalię – właścicielkę C’est la Vie Rooms, w którym się zatrzymaliśmy, czy ona przypadkiem nie zna jakiegoś prywatnego lekarza, który przyjąłby nas niezwłocznie.

Amalia słucha mojej przerażającej opowieści o braku leków i konieczności podania ich Babci jak najszybciej. Wysłuchawszy, odpowiada z rozbrajającym uśmiechem żebym się nie martwiła, bo:

– We Włoszech to żaden problem.

– Jak to żaden problem? – obawiam się, że Amalia nie do końca mnie zrozumiała.

– U nas w aptekach pracują także lekarze, którzy wypisują recepty.

– Chyba żartujesz Amalia? Każdemu?

– No tak! – wzrusza ramionami – Jeśli taka jest potrzeba.

– Nie uwierzę jak nie zobaczę.

W Internecie sprawdzam łacińską nazwę substancji czynnych brakujących leków. Polska nazwa leku, którą się posługujemy może nie być znana we Włoszech, gdzie ten sam lek może być sprzedawany, jako coś o zupełnie innej nazwie. Odnalazłam bez trudu! Internecie jesteś wielki!

A teraz pędem do apteki! Babcię zabieram ze sobą jako dowód rzeczowy (a raczej osobowy), który uprawdopodobni, że nie zamierzam wyłudzić tych leków w niecnym celu. Widzę, że Babcia jest bledsza niż godzinę temu. O rety! Prawniku na macierzyńskim zachowaj spokój!

Apteka jest tuż za rogiem. Otwarta! Wpadamy z impetem.

– Droga pani – zaczynam koncentrując się na tym, żeby mówić prostym i zrozumiałym angielskim, a przy okazji wzbudzić jak najwięcej empatii – Jesteśmy z Polski. Przyjechaliśmy tu wczoraj wieczorem. To jest nasza Babcia – W tym miejscu przygnębiona Babcia robi ukłon – Babcia ma 80 lat, a my zapomnieliśmy zabrać dla niej dwóch bardzo ważnych leków na serce. Słyszałam, że u was, tj. we Włoszech w aptekach pracują lekarze, czy któryś mógłby nam pomoc?

Pani popatrzyła na mnie jak na niezrównoważoną emocjonalnie histeryczkę.

– Jakie to leki?

– Ano takie.

Trzęsącą się ręką wyciągam kartkę ze spisanymi łacińskimi nazwami i dawkami leku.

Pani bez ekscytacji bierze ode mnie kartkę. Coś wklepuje w komputer i czyta.

Jest dobrze!

Ściskam Babcię za rękę i czuję jak adrenalina mi rośnie. Babcia stoi obok mnie, tym razem z wypiekami na twarzy. Już nie wiem, czy to z emocji, czy z powodu braku leków, których dziś nie przyjęła.

Pani ze stoickim spokojem otwiera szufladę, po czym kładzie na ladzie dwa opakowania brakujących leków i uprzejmie oświadcza:

– 9 Euro poproszę.

– Jak to? To już?

– Nie, jeszcze musi mi pani zapłacić.

Kładę dychę na ladę i zgarniam leki. Trzymam opakowania w dłoni i czuję się jak zdobywca!!!

Odwracam się w stronę pełnej napięcia i wyczekiwania Babci. Stoi nieruchomo i z niedowierzaniem obserwuje tę sytuację. Macham tabletkami przed jej oczami na dowód, że się udało. W końcu dociera to do niej. Dostrzegam jej niepewny uśmiech i szklisty wzrok. Rzucam się jej na szyję i czuję, że z radości i wzruszenia sama mam mokre oczy i ściśnięte gardło.

***

Uzyskanie leków we Włoszech, dostępnych w Polsce wyłącznie na receptę, zajęło nam dokładnie 5 minut. Bez recepty. Bez lekarza. W dodatku, mimo że płaciłyśmy w euro – po przeliczeniu na złotówki leki okazały się tańsze niż w Polsce.

Nie ma wątpliwości, że to właśnie do Włoch przeprowadzam się na emeryturę.

about author

admin

related articles