Mamo, nakarm mnie!

Matka Natura genialnie to wykombinowała!

Zachodzisz w ciążę, rodzisz dziecko. Wszak to cud! Ale na tym cudów nie koniec. W ślad za poprzednimi, dokonuje się kolejny – twoje piersi zamieniają się w kanki z mlekiem!!!

Czy można zrobić z nich użytek w pracy? Znajdą się tacy, którzy mają różne pomysły z tym związane. Prawnik na macierzyńskim opowie wam o jednym, a resztę taktownie przemilczy.

Pozytywne i negatywne aspekty karmienia

Najpierw się cieszysz, bo nagle już wiesz, jak to jest w praktyce mieć na własność, na sobie, takie… KANY!

Potem lecisz do sklepu i niestety naruszasz oszczędności, bo okazuje się, że zachodzi pilna konieczność wymiany bielizny na nową „kankową”.

Trochę się martwisz, czy będziesz umiała zachęcić swoje dziecko do czerpania pożywienia z tego, co ci wyrosło na klatce piersiowej i czy opanuje sztukę najadania się z tego czegoś.

Wkrótce jednak dociera do ciebie, że naturalny instynkt przetrwania i ewolucja gatunku sprawiła, że z tym raczej problemu nie będzie. Problemem za to staje się, jak dziecko od tych kanek odłączyć chociaż na chwilę. Na czas twojego snu, twojego jedzenia, czy chociażby kąpieli…

Po kilku dniach zaczynasz się zastanawiać, czy te kanki w ogóle są jeszcze twoje i zachodzisz w głowę kiedy na stałe do ciebie powrócą. Nawet kosztem powrotu do poprzedniej bielizny.

Gdzieś po drodze dopada cię taka refleksja, że „kanki” to nie jest dobre porównanie.

O ile nad taką kanką zwykle masz kontrolę, tj. kiedy chcesz się napić po prostu ją przechylasz, o tyle jeśli chodzi o piersi z mlekiem… no cóż…

Dość powiedzieć, że leci jak chce i kiedy chce.

Karmienie piersią a prawo pracy

Tak czy inaczej, wiedz, że twoje kanki mogą ci się jeszcze do czegoś przydać. Ustawodawca docenił poświęcenie związane z tym, że matki – w imię dobrze pojętego macierzyństwa – dzielą się swoją integralną częścią ciała i własną energią w celu przedłużenia gatunku ludzkiego.

W zamian za to, albo właściwiej będzie – w tym właśnie celu – kobiecie karmiącej przyznaje prawo do dwóch 30 minutowych przerw w pracy, które są wliczane do czasu pracy. Jeżeli los obdarował cię bliźniakami masz prawo do dwóch przerw w pracy, po 45 minut każda.

Co ciekawe, uprzedzając już wasze dociekania – nie muszą to być twoje własne dzieci! Kodeks pracy posługuje się pojęciem ”pracownica karmiąca piersią”.

Możesz wykorzystać fakt, że i tak na jakiś czas zamieniłaś się w mleczarnię i nająć się za mamkę. Zawsze to dodatkowa satysfakcja. I dwa kwadranse do przodu!

Można poprosić pracodawcę, o to, żeby udzielał ci przerw łącznie i w efekcie, jak ci się uda wszystko sprawnie ogarnąć, to wcześniej wyjdziesz do domu.

Uwaga!

Nie wszystkie karmiące mają taki przywilej, o jakim piszę. Jeśli twój dzienny wymiar czasu pracy jest krótszy niż 4 godziny, przerwy na karmienie ci nie przysługują. Jeżeli zaś czas twojej pracy nie przekracza 6 godzin dziennie, przysługuje ci tylko jedna przerwa na karmienie.

Pytacie mnie jak długo zachowujecie prawo do przerw z powodu karmienia.

I tu dochodzimy do najbardziej dziwnej dla mnie kwestii. Otóż przepisy nie ograniczają okresu, przez który przysługuje przerwa na karmienie. Choć pewnie wielu z was się teraz narażę, uważam, że, biorąc pod uwagę wyważone interesy wszystkich zainteresowanych (tj. matki, dziecka, pracodawcy), powinny jednak takie ograniczenia wprowadzać. Dlaczego?

Ostatnio odwiedziłam pewien blog parentingowy (http://letstalkaboutbaby.blog.pl) i przeczytałam wpis poświęcony karmieniu dziecka. Następnie zapoznałam się z komentarzami do tego wpisu i z komentarza pewnej mamy dowiedziałam się, że karmi piersią już 7 rok!

Mama jest z tego faktu dumna, wychodząc z założenia, że skoro dziecko chce takiego mleka, to ma do niego prawo.

Może i jestem surową matką. Może nawet ktoś nazwie mnie wyrodną. Mimo to, przyznam się wam, że takie rozumowanie jest mi dalekie.

Mój czteroletni syn często deklaruje chęć pożarcia całego opakowania żelowych miśków za jednym posiedzeniem, ale takiego prawa, tylko dlatego, że „dziecko chce” – jako rozsądna matka – mu nie przyznaję.

o ile już mamy za sobą desperackie próby przetrwania pierwszych dób po porodzie, widok dziecka karmionego piersią (jak i samo to fantastyczne zjawisko) jest piękny, wręcz powiedziałabym, że wzruszający! Jednak już widok 5 latka z pełnym uzębieniem, który leci za matką ze stołkiem i ostentacyjnie dobiera się do jej piersi – jest dla mnie co najmniej „niesmaczny”. W dodatku dla kilkuletniego dziecka, które spożywa już praktycznie wszystkie pokarmy i w ten sposób dostarcza witaminy swojemu organizmowi, mleko z piersi matki tak naprawdę do niczego nie jest potrzebne. Zgadzasz się ze mną?

Nie?

No cóż… twoje kanki, twoja broszka…

Niemniej, pracodawcy, który zatrudnia taką karmiącą latami mamuśkę, szczerze współczuję, bo okazuje się, że przerw na karmienie będzie musiał jej udzielać prawdopodobnie aż do momentu, kiedy ów synek nie postanowi przerzucić się na piersi innej kobiety. O ile do tego czasu oczywiście mamuśka nie zafunduje mu młodszego rodzeństwa…

Wniosek z tych moich dywagacji jest następujący:
Prawo do przerwy na karmienie zachowujesz tak długo, jak karmisz dziecko piersią!

Co należy zrobić żeby udowodnić pracodawcy fakt, że karmicie

O ile waszym szefem nie jest Bradt Pit, albo równie pociągający typ, nie dajcie się namówić na weryfikację „empiryczną”, czyli „namacalną”. Faktu karmienia nie trzeba też udowadniać przeprowadzając demonstracji na żywym organizmie (ktoś kiedyś mnie o to pytał…).

Przepisy dotyczące przerw na karmienie, nie stawiają żadnych szczególnych wymagań, co do tego, jak należy udowodnić fakt karmienia dziecka. Dlatego wystarczające powinno być samo wasze oświadczenie. Mając jednak na uwadze, że – jak życie pokazuje – znajdą się takie matki, które miałyby ochotę na przerwy z powodu karmienia przez długie lata, osobiście skłaniam się ku teorii, że pracodawca ma jednak prawo do domagania się przedstawienia odpowiedniego zaświadczenia lekarza.

Pytacie mnie jaki to ma być lekarz. Moim zdaniem, skoro nie jest tu wymagany żaden sformalizowany tryb jego pozyskania, to może ono być wydane przez lekarza sprawującego opiekę nad kobietą lub dzieckiem (ginekolog, pediatra, rodzinny).

Tym miłym akcentem kończę, bo mój starszy syn głośno domaga się nomen omen mleka.

about author

admin

related articles