Kiedy ubezpieczenie OC posiadaczy pojazdów pokrywa szkodę wyrządzoną przez fruwające sanki?

Czas świątecznego leniuchowania już dawno za nami. Zapomnieliśmy o minionym wypoczynku, wróciliśmy do pracy i … czekamy na ferie ;)

Mam nadzieję, że Święta i okres noworoczny spędziliście w gronie najbliższych, wypoczywając i ładując akumulatory na kolejny rok. Mam szczęście, bo mnie się to (znowu) udało ;)

Zimowy urlop i narciarskie początki

Rok rozpoczęłam zimowym urlopem, podczas którego miałam przyjemność przystosować moje młodsze dziecię do nart. Miałam już podobne doświadczenia ze starszym synem, kiedy ten był czterolatkiem. Jak pamiętacie, wówczas tj. 4 lata temu – poza kwestią motywacji nie miałam w zasadzie żadnych problemów z tym, żeby czterolatka nauczyć jeździć na nartach. Otrzymał wówczas narty w krowy, kask w potworki i jakoś poszło. Właściwie po jednej godzinie z instruktorem na warszawskiej górce (jeszcze przed wyjazdem w prawdziwe góry) dziecko pogodziło się z faktem, że rodzice nie tylko ubierają go w kombinezon, ale nadto owijają w kominiarkę, motają szalik, na głowę ładują „ogromny” kask, zakładają dziwaczne rękawiczki, od których dłonie tracą swoją chwytną funkcję, pakują rachityczne nóżki w ciężkie buciory – niczym kajdany, zaciskają mocno klamrami, a na koniec – jakby tego wszystkiego było mało – uniemożliwiają swobodne poruszanie się poprzez doczepianie do tych buciorów jakichś desek. Na to wszystko wystawiają jeszcze na mróz i każą się cieszyć.

W tym roku poszło nam chyba jeszcze łatwiej niż 4 lata temu. Mój młodszy syn widząc, że przez te same „męki” przechodzi starszy brat,  uznał, że to naturalna kolej jego losu i szybko zaczął czerpać z tego przyjemność. Doszedł do wniosku, że z upadków może być niezła frajda, co przez pewien czas wykorzystywał, ale gdy uznał, że zjeżdżanie jest lepsze, zaczął… zjeżdżać. Po prostu. Ostatecznie nauczył się zjeżdżać na nartach szybciej, aniżeli nauczył się to poprawnie wymawiać. Według niego „zjeżdżanie na rantach jest extra”.

Kiedy przypomnę sobie moje początki …. Wprawdzie, jak na tamte czasy i okoliczność, że wychowywałam się w Kołobrzegu, to i tak wcześnie rozpoczęłam naukę jazdy na nartach, bo w wieku lat 14. Pamiętam jednak, że poobijałam się wówczas wtedy spektakularnie – i zanim przestałam się wywracać minęły ze dwa sezony. Po raz kolejny okazuje się, że nie ma to jak zacząć naukę (podejrzewam, że dotyczy to większości dziedzin sportu) w wieku 4 lat. Żaden z moich synów nie nabawił ani jednego siniaka.

Ubezpieczenie OC a latające sanki

Ale żeby nie było tak różowo, nie same miłe akcenty spotkały mnie podczas tego wyjazdu. Jakoś tak się składa, że wyjazdy na nartach sprzyjają wpisom o ubezpieczeniu.

Historia, o której chciałam Wam opowiedzieć przydarzyła się nam w drodze powrotnej. Na autostradzie. W okresie zimowym można spotkać wiele aut, które mają zamontowane bagażniki dachowe typubox, umocowane na specjalnych do tego celu przeznaczonych relingach.

Podczas monotonnej jazdy po autostradzie, kiedy jako pasażer, znużona drogą właśnie odpływałam w krainę snu, usłyszałam dziwny huk. Gdyby to mnie nie do końca ocuciło, to zaraz potem mąż Prawnika na macierzyńskim wydał z siebie nieprzyzwoity i głośny okrzyk, nienadający się do zacytowania na blogu, który całkowicie przywrócił mnie do żywych.

Co się stało?

Odpowiedź była niespodziewana. W czasie jazdy otworzył nam się bagażnik dachowy!

Ten sam, do którego wcześniej spakowaliśmy nasz cały sprzęt zimowy. W jedną chwilę wszystko zaczęło latać. W lusterku można było zobaczyć fruwające plastykowe sanki, kaski, kominiarki, rękawiczki, kijki, etc.

W sposób możliwie bezpieczny, szybko zahamowaliśmy i zjechaliśmy na pas techniczny.

Szybko do mnie dotarło, że mieliśmy ogromne szczęście – nikt bezpośrednio za nami nie jechał. Nietrudno przewidzieć reakcję kierowcy, któremu na szybę znienacka spadają sanki, lub oderwana pokrywa od boxu, która po odczepieniu przypomina plastykowy, niemały żagiel.

Prawdopodobnie to siarczysty mróz, jaki od kilku dni panował, spowodował osłabienie zawiasów, które najzwyczajniej nie wytrzymały i puściły. Bagażniki tego typu są przystosowane do prędkości 130 km na godzinę, my nie przekraczaliśmy 110 km.  Bagażnik był zamontowany prawidłowo, zamek nasmarowany… a jednak zdarzyło się.

Niebawem za nami pojawiła się służba drogowa. Pomogli nam pozbierać porozrzucane sprzęty, które znajdowały się odległości 100 m każdy.

Pozbieraliśmy prawie wszystkie. Skończyło się więc dobrze. Ale nie musiało tak być. Co by było gdyby za nami jechał inny samochód i wypadające sanki spowodowałyby wypadek z jego udziałem, albo nawet karambol?

Podczas dalszej podróży, która przebiegała już znacznie mniej komfortowo – musieliśmy ten sprzęt załadować jakoś do wewnątrz auta (i o dziwo się zmieścił) – zastanawiałam się nad konsekwencjami prawnymi takiego hipotetycznego zdarzenia.

Zgodnie z powszechnym obowiązkiem posiadamy wykupione ubezpieczenie odpowiedzialności cywilnej posiadaczy pojazdów mechanicznych za szkody powstałe w związku z ruchem tych pojazdów – popularne ubezpieczenie OC.

Ubezpieczenie OC w świetle prawa

Obowiązek posiadania takiego ubezpieczenia wynika z Ustawy z dnia 22 maja 2003 r. o ubezpieczeniach obowiązkowych, Ubezpieczeniowym Funduszu Gwarancyjnym i Polskim Biurze Ubezpieczycieli Komunikacyjnych.

Art. 34 tej ustawy mówi nam, że:

Z ubezpieczenia OC posiadaczy pojazdów mechanicznych przysługuje odszkodowanie, jeżeli posiadacz lub kierujący pojazdem mechanicznym są obowiązani do odszkodowania za wyrządzoną w związku z ruchem tego pojazdu szkodę, będącą następstwem śmierci, uszkodzenia ciała, rozstroju zdrowia bądź też utraty, zniszczenia lub uszkodzenia mienia.

Za szkodę powstałą w związku z ruchem pojazdu mechanicznego uważa się również szkodę powstałą podczas i w związku z:

  1. wsiadaniem do pojazdu mechanicznego lub wysiadaniem z niego;
  2. bezpośrednim załadowywaniem lub rozładowywaniem pojazdu mechanicznego;
  3. zatrzymaniem lub postojem pojazdu mechanicznego.

Przepis ten milczy na temat takiego zdarzenia, jak nasze.

Czy zatem szkoda spowodowana przez otwarcie się bagażnika dachowego i wylatujące z niego sanki byłaby pokryta z tego ubezpieczenia?

Na szczęście nie musiałam tego sprawdzać, ale moim zdaniem – jak najbardziej powinna być pokryta właśnie z ww. OC.

Warto wiedzieć, że odpowiedzialność cywilna posiadacza samochodu za szkody spowodowane ruchem tego pojazdu jest oparta na zasadzie ryzyka. Jest to odpowiedzialność za sam skutek zdarzenia powodującego szkodę. Dla jej powstania muszą zajść 3 przesłanki:

1)    komuś została wyrządzona szkoda na osobie lub na mieniu;

2)    przyczyną powodującą szkodę ma być ruch mechanicznego środka komunikacji poruszanego za pomocą sił przyrody – w ten przydługi sposób prawo określa samochód;

3)    pomiędzy szkodą a przyczyną (ruchem samochodu) zachodził związek przyczynowy.

Przesłanka nr 1 zaszłaby niewątpliwie gdyby za nami jechał czyjś samochód, który zostałby uszkodzony przez otwarcie się naszego bagażnika i wylatujące z niego rzeczy.

Pytanie czy w naszym przypadku spełniona jest przesłanka nr 2? Przecież bagażnik to nie to samo, co samochód.

Moim jednak zdaniem zarówno kiedy w trakcie jazdy samochodem otworzy się bagażnik na dachu typu box, jak i kiedy z bagażnika np. rowerowego wypadnie rower – i wyrządzi komuś szkodę – szkoda ta powinna być traktowana jako szkoda wywołana ruchem pojazdu. Przecież gdyby nie ruch samochodu nie doszłoby do tego zdarzenia.

Przesłanka nr 3 wydawałaby się oczywista.

Chodzi tu o adekwatny związek przyczynowy. Dlatego dla ustalenia istnienia związku przyczynowego nie jest konieczna bezpośrednia styczność pojazdu z uszkodzoną rzeczą lub poszkodowaną osobą. Za wystarczający należy uznać psychiczny wpływ wywierany przez ruch pojazdu na poszkodowanego.

Przykładowo, wylatujące z bagażnika sanki ostatecznie ominęły jadący z tyłu samochód, ale kierowca nim kierujący, przestraszony wykonał niepotrzebny manewr i uderzył w barierkę.

Przyjmuje się, że za szkody pozostające w związku z ruchem pojazdu uznaje się straty spowodowane przez kamień odrzucony przez jadący pojazd, jak również oślepienie kierującego światłem reflektorów innego pojazdu. To co dopiero lecące sanki!

Taka sytuacja, moim zdaniem także powinna być objęta ubezpieczeniem OC.

Na koniec, choć nie jest to związane bezpośrednio z opisaną przeze mnie historią, powinniście też wiedzieć, że zakres ochrony ubezpieczeniowej wynikającej z OC pojazdów obejmuje również wszystkie szkody powstałe podczas zatrzymania, postoju lub garażowania.

Ubezpieczenie ubezpieczeniem – wszak ono pokrywa tylko straty materialne, życia nikomu nie wróci.

***

Wniosek z tej mojej historii jest przede wszystkim taki, że oprócz tego, że bagażnik powinien pochodzić od renomowanego producenta, który zagwarantuje wysoki poziom bezpieczeństwa, oprócz konieczności smarowania zamka, prawidłowego mocowania bagażnika, dobrze jest też zastosować taśmy mocujące, które dodatkowo zabezpieczą bagażnik przed jego otwarcie, mimo, że instrukcja o tym nie mówi. Moje zdarzenie przekonało mnie do tego, że taką właśnie taśmę zakupię, jak tylko ponownie nabędę nowy bagażnik – bo stary się do niczego nie nadaje.

Pytanie tylko czy na pewno go potrzebuję, skoro jak doświadczenie wykazało, zmuszeni tą niespodziewaną sytuacją, tuż po wypadku, jakoś zdołaliśmy się wepchnąć z tym całym majdanem do środka. Może zamiast nabywać taśmę i bagażnik zacznę się po prostu skromniej pakować.

about author

admin

related articles