Historie z togą w roli głównej.

Czego jeszcze nie wiecie o todze prawniczej, dowiecie się za chwilkę.

Podkusiło mnie wczoraj, żeby obejrzeć serial Prawo Agaty. I nie żałuję! Zamierzam jeszcze do tego serialu powrócić. Widziałam kiedyś kilka odcinków serii pierwszej, tyle, że wykreowana przez TVN rzeczywistość prawnicza jakaś taka „nierzeczywista” mi się wydała. Dwie sceny, które wciąż mam w pamięci to:

Mec. Przybysz jest tak roztargniona, że dopiero na rozprawie orientuje się, że o czymś zapomniała. Tym czymś była toga.
Sędziowie notorycznie wyznaczają termin kolejnej sprawy na … jutro.

Te perełki obecnie zainspirowały mnie do rozwinięcia tematu. Dlatego też niniejszym uruchamiam cykl o wdzięcznym tytule: Prawo Aleksandry, bo jest o czym pisać.

Suknia fałdzista – instrukcja szycia

Toga prawnicza fachowo nazywana jest suknią fałdzistą. Szyje się ją z lekkiego czarnego materiału wełnianego lub wełnopodobnego. Sięga powyżej kostek około 25 cm od ziemi i ma u góry odcinany karczek szerokości 21 cm. Toga u dołu ma w obwodzie 2 m 70 cm do 2 m 78 cm i od karczka w dół ułożona jest w kontrafałdy po 3 na obydwu przodach togi i 7 na plecach. Środkowa kontrafałda na plecach togi ma fałdy po obu stronach, a pozostałe są wszywane do karczka w kierunku rękawów. Toga zapinana jest na 5 guzików.

To jeszcze nie wszystko, jeśli chodzi o wymogi dotyczące tóg prawniczych. Właściwie jeszcze się dobrze nie rozpędziłam. Ale spokojnie – ograniczę się tylko do sprawy najważniejszej, a mianowicie żabotu i jego koloru. Dla tych, którzy mają problem z rozróżnieniem informacja podstawowa: radcy prawni noszą żabot z ciemnoniebieskiego jedwabiu, adwokaci z zielonego, sędziowie z fioletowego, prokuratorzy z czerwonego. Mec. Przybysz nosi kolor zielony. Ja granatowy lub – aktualnie z racji pełnionej funkcji matki – dres … granatowy. Ot przywiązanie do korporacji.

Jeśli ktoś jest bardzo ciekawy jak uszyć taką togę i chciałby poznać dalsze wytyczne powinien zajrzeć do odpowiedniego Rozporządzenia Ministerstwa Sprawiedliwości (na specjalne życzenie zainteresowanym podeślę tekst).

Pani mecenas to czy zakonnica?

Wymogi „techniczne” dotyczące togi uregulowano odgórnie, bowiem przyjęto, że powinniśmy wyglądać jednakowo! Bogu dzięki nie musimy nosić peruk i możemy różnić się od siebie fryzurami, a także butami i torebkami. Same togi mają krój tak kobiecy, że będąc kobietą aż się chce je ubrać. Podkreślają dosłownie każdy atut naszej figury.

Pamiętam moment, kiedy podekscytowana pozytywnym wynikiem swojego egzaminu radcowskiego, wpadłam do kancelarii i po raz pierwszy w życiu przymierzyłam suknię fałdzistą należącą do innego radcy prawnego. Odziana w nią przeszłam się dumna po korytarzu, po czym dotarłam do lustra, spojrzałam w nie i duma gdzieś się ulotniła bezpowrotnie. Potem jeszcze przyjęłam na klatę pokrzepiające komentarze z ust kolegów i koleżanek skazanych na podobny żywot. Wszyscy jednogłośnie orzekli, że wyglądam jak zakonnica.

Padły jeszcze inne określenia typu czarna wrona, czarownica, torba (sic!), ale przeważała zakonnica. Rzeczywiście trudno się było z nimi nie zgodzić.

Wtedy zaczęłam się zastanawiać, dlaczego krój tego stroju nie ewoluował wraz tym, jak do zawodów prawniczych dołączyły i wciąż dołączają coraz większe rzesze kobiet. Nie mogę się oprzeć wrażeniu, że projektując ten strój nikt o nas – kobietach – nie pomyślał. W tym się po prostu nie da dobrze wyglądać!

Toga jako zasłona dymna

Wróć. Jest jeden wyjątek. Był taki moment w mojej karierze zawodowej, kiedy ów krój doceniłam. To było wtedy, kiedy zaszłam w ciążę. Absolutnie świetna zasłona dymna. W zasadzie do 9 miesiąca można nie przyznawać się do ciąży. I tak nikt się nie zorientuje.

Zdarzyła mi się kiedyś pewna historia z togą w roli głównej. Sędzia w sprawie, którą prowadziłam wyznaczył termin kolejnej rozprawy zbiegający się z przewidywaną datą mojego porodu. Wynurzyłam się zza ławki przeznaczonej dla pełnomocników i nieśmiało zagaiłam:

– Wysoki Sądzie, ale ja w tym terminie raczej nie będę się mogła stawić w imieniu mojego klienta, bowiem…

Sędzia przewodniczący przerwał mi w tym miejscu uprzejmie informując:

– Pani mecenas Wysoki Sąd nie będzie dostosowywał swojego kalendarza do kalendarza pani. Proszę zmienić swoje plany!

– Wysoki Sądzie, obawiam się, że nie będzie to możliwe, bo….

Sędzia przekonany o tym, że kombinuję po to, by utrudnić życie wymiarowi sprawiedliwości, znowu nie pozwolił mi dokończyć. Wymachując swoim notesem dał mi jednoznacznie do zrozumienia, że notes już zamknął, a więc klamka zapadła.

– Wysoki Sądzie właściwie to nie ma sprawy. Skoro tak już postanowione… Tylko proszę nie zapomnieć, aby na wokandę zabrać ręcznik, miskę i ciepłą wodę. No i uprzedzić szanowne panie ławniczki żeby się przygotowały na ewentualne odebranie porodu, bowiem wtedy akurat dokładnie wypada mi termin.

Uwierzył dopiero, gdy swą suknię fałdzistą zadarłam pod brodę.

Po wnikliwych oględzinach mojego brzucha sędzia przewodniczący zgodził się w końcu zmienić termin na bliższy, nieobarczony wspomnianym ryzykiem odbierania porodu na sali rozpraw. Pozdrawiam go z tego miejsca serdecznie.

Co do braku togi na rozprawie – to jak by na to nie spojrzeć, mec. Agata Przybysz dopuściła się obrazy Wysokiego Sądu. Wkraczanie na rozprawę bez sukni fałdzistej dla profesjonalnego prawnika zrzeszonego w samorządzie prawniczym to niczym zdrada, wstyd i hańba dla wykonywanej profesji. Poza tym naruszenie kodeksu etyki i wszelkich innych reguł zawodowych. Krótko mówiąc, grozi za to dyscyplinarka.

Roztargnienie to rzecz ludzka

I każdemu zdarzyć się może. Przydarzyło się kiedyś mojemu koledze po fachu. Jeśli szanowny kolega mecenas odwiedzi kiedyś Prawnika na macierzyńskim i odkopie ten wpis, to z pewnością zorientuje się, że o nim mowa.

No więc tak. Dzień w kancelarii, jak co dzień, czyli dużo się dzieje. A to telefon, a to partner, a to klient, a to koleżanka z kawą w progu twojego pokoju. Wszyscy czegoś chcą. Wszyscy oczywiście na wczoraj. Rozprawa ma zacząć się za pół godziny. Kolega do prawej ręki bierze wielką i ciężką teczkę z aktami sprawy, kodeks postępowania cywilnego wciska pod pachę, po czym pośpiesznie ściąga z wieszaka togę.

Tyle, że nie swoją, a należącą do innego mecenasa. Nic w tym nadzwyczajnego by nie było, gdyby nie fakt, iż właściciel togi był nieco niższy. Dodać w tym miejscu wypada, że to żadna sztuka być niższym od wspomnianego kolegi, bowiem mierzy on blisko dwa metry.

Kto czytał uważnie wpis od początku, ten pamięta, że długość togi ma znaczenie, bowiem powinna kończyć się mniej więcej w połowie łydki.

Tymczasem kolega wpada z impetem do sądu, odnajduje właściwą salę, tuż przed wejściem narzuca na siebie tę czarną szatę i jakże wielkie jest jego zdziwienie, kiedy się orientuje, że nie wygląda jak w sukni fałdzistej, ale jak w sukience mini…

Ostatnia deska ratunku

Aby zapobiec takim wpadkom i Wysokiego Sądu swym roztargnieniem nie obrażać w niektórych wspaniałomyślnych, porządnych sądach przewidziano specjalne wypożyczalnie fałdzistych. Jeżeli akurat mamy szczęście i na wypożyczalnię trafimy, wówczas możemy wypożyczyć sobie taką świeżą, pachnącą i jeszcze ciepłą po poprzednim mecenasie suknię fałdzistą. Sama toga może za czysta nie jest, ale dzięki niej mamy czyste sumienie, że nie uchybiamy niczyjej godności. Bezcenne.

Wracając do serialu Prawo Agaty. Z przyjemnością, po dość długiej przerwie, obejrzałam ostatni odcinek drugiej serii. Okazało się, że mecenas Przybysz to już nie taki nieopierzony „procesualista”, jakim była w pierwszej serii, ale całkiem wyrobiony prawnik. Występuje w sądzie należycie ubrana, nie zapomina tego, o czym miała mówić, a scena, w której udzielała swojej młodej klientce Julii porady prawnej gratis nawet mnie wzruszyła. Dlatego wkrótce do tematu powrócę, a serial z pewnością jeszcze obejrzę.

about author

admin

related articles