Fotelik dla dziecka w samochodzie – czyli co się zmieniło w przepisach ruchu drogowego

Zmiany w przepisach, zmiany pokoleniowe, zmiany mentalne…

Pewnie wielu z was zauważyło tę przerwę na blogu. Kierujecie do mnie uzasadnione pytanie, czy ja porzuciłam swoją stronę. Otóż nie, nie porzuciłam! Ostatnio sporo się dzieje w moim życiu prywatnym i nie mogłam poświęcić tyle czasu Prawnikowi na macierzyńskim ile bym sobie tego życzyła. Ot przyczyna mego milczenia.

W związku z tymi, nazwijmy to wydarzeniami rodzinnymi, przyszło mi ostatnio podróżować samochodem na mojej ulubionej trasie Kołobrzeg-Warszawa. Ulubionej, bo niemal z każdej tego typu wycieczki przysyłają mi pamiątkowe zdjęcie. Nie żebym miała coś przeciwko fotografiom, ale tego typu kosztownych ujęć – znienacka i zza krzaka – mam już serdecznie dość! Temat na inny wpis.

Podróż samochodem z dzieciakami

Ostatnia moja podróż odbyła się jak zwykle z moimi 2 ogonkami, czyli dziećmi, które w tej chwili są już w wieku 3 i 7 lat. Dlaczego o tym piszę? Bo podróżowanie samochodem z dziećmi oznacza obowiązek wyposażenia auta w specjalne sprzęty – foteliki do przewozu pociech. Obecnie wiele się o tym mówi – i dobrze! Ale kiedyś? Np. w latach osiemdziesiątych nikt nawet o tym nie marzył i też się podróżowało. I to jak!

Cudowne dzieciństwo w latach 80-tych

Pamiętam ze swojego dzieciństwa kiedy moi przedsiębiorczy rodzice – właśnie we wspomnianych latach 80-tych – co roku zabierali mnie i moją młodszą siostrę na tzw. wywczas do Bułgarii. Kto bywał, ten wie w jakim celu się tam wtedy jeździło. Podróż, a w zasadzie można ją nazwać wyprawą, odbywała się zazwyczaj taką odjechaną furą jak Fiat 125 p, albo inna Lada czy Dacia, która osiągała zawrotną prędkość 100 km/h, ale tylko wtedy gdy jechała na pusto…

My jednak byliśmy załadowani po dach, zwykle ciągnęliśmy przyczepkę, a na dachu za pomocą sznurków mieliśmy zamontowane ze 3 walizki. Oczywiście nie istniało nic takiego jak fotelik, klimatyzacja, czy szyberdach. Luksusem był odtwarzacz kaset magnetofonowych. Z Kołobrzegu do naszego miejsca docelowego było na tyle daleko (a po drodze tyle rzeczy do załatwienia), że w jedną stronę zwykle jechaliśmy 7 dni, na miejscu na polu namiotowym w Bułgarii spędzaliśmy zwykle po 2-3 tygodnie i przez kolejne 7 dni wracaliśmy.

Fotelik dla dziecka? Kto o czymś takim słyszał?

Nie było wtedy niczego takiego jak fotelik, czy pasy bezpieczeństwa z tyłu, za to doskonale pamiętam jak moja młodsza siostra, która miała wtedy 2 lata zamiast na foteliku większość podróży odbywała siedząc na nocniku 😉 Po drodze spaliśmy oczywiście w samochodzie, a zatem można powiedzieć, że spędzaliśmy w nim 24h/dobę i 7 dni/tydzień. I jakoś daliśmy radę… Niejednokrotnie samo przejechanie przez granicę zajmowało nam 2 doby. Staliśmy wtedy w wielkim upale w kilkukilometrowej kolejce razem z tirami pełnymi zwierząt, którym to zwierzętom w swojej dziecięcej naiwności zanosiłam wodę.

Moja dzisiejsza podróż

Kiedy tak jechałam 3 dni temu ze swoimi chłopcami na tej mikro (w porównaniu do drogi do Bułgarii) 500 km trasie w klimatyzowanym aucie, które pod każdym względem różni się od fiata 125 p, zastanawiałam się jak my – dzieci, a w zasadzie jak nasi rodzice przetrwali taką 7 dniową drogę. Moja ostatnia podróż z chłopcami trwała niespełna 8 godzin i gdyby trwała dłużej, pewnie nie wyrobiłabym psychicznie. Chłopcy byli tak potwornie znudzeni, że prześcigali się w pomysłach urozmaicających podróż. nie były to pomysły do zaakceptowania. Podobnie z dźwiękami i hałasem, który wytwarzali. W pewnym momencie znudziło im się i to i weszli między sobą w konflikt. Nie muszę dodawać, że oczywiście chodziło o tableta i o to czyja teraz kolej. Kiedy myślałam, że już gorzej być nie może, tak mniej więcej w połowie drogi, tablet niespodziewanie się ….zepsuł… Oszczędzę wam dalszych szczegółów.

Konkluzja jest taka, że w zasadzie dziękowałam Bogu, że każdy z nich był przypięty do swojego fotelika dzięki czemu uniknęli bliskiego starcia i nie weszli nam na głowę.

Doprawdy, ciągle się zastanawiam jak to się kiedyś wszystko odbywało?Poza tym makabrycznym zwierzęcym wątkiem związnym z tirami stojącymi na granicy całe te nasze wyprawy do Bułgarii wspominam naprawdę fantastycznie.

Nie wiem czy w dzisiejszych czasach byłoby to do powtórzenia.

Ale do rzeczy…

Jakiś czas temu popełniłam wpis na blogu na temat przewożenia dzieci w fotelikach samochodowych pt.: „Fotelk dla dziecka – luksus czy konieczność„. Było to ponad 2 lata temu, kiedy pisałam, że w stolicy Polski jest tylko jedna korporacja taksówkowa, która oferuje foteliki i to za dodatkową opłatą. Na szczęście dzisiaj jest ich nieco więcej, ale taka „ekskluzywna” usługa jest nadal extra płatna.

Poza tym zmieniły się też przepisy o ruchu drogowym m.in. właśnie w zakresie fotelików, dlatego też czuję się zobowiązana zaktualizować poprzednio podane informacje.

Zmiana nr 1

Jedyne kryterium to wzrost

Przepis nadal wymaga, aby w samochodzie wyposażonym w pasy bezpieczeństwa (a ja ponawiam pytanie – czy są samochody bez takowych?) dziecko poniżej 150 cm wzrostu było przewożone w foteliku bezpieczeństwa lub urządzeniu przytrzymującym dla dzieci – ja to nazywam podkładką. Przepisy wymagają, aby ten fotelik lub podkładka spełniała określone warunki, czyli była zgodna z:

1) wagą i wzrostem dziecka oraz

2) właściwymi warunkami technicznymi określonymi w przepisach Unii Europejskiej lub w regulaminach unijnych (EKG ONZ) dotyczących podkładek.

Poprzednio jednak było jeszcze kryterium wiekowe -12 lat – które teraz z ustawy zniknęło. No i dobrze – przynajmniej jest jasno powiedziane – jak nie masz 1,5 metra wzrostu to szoruj po fotelik lub podkładkę.

Zmiana nr 2

Wyjątki – czyli niby jasno, ale nie do końca.

Od powyższej zasady są wyjątki, które jak zwykle budzą wątpliwość.

Zgodnie z nowymi przepisami zezwala się na przewożenie na tylnym siedzeniu pojazdu, dziecka mającego co najmniej 135 cm wzrostu przytrzymywanego jedynie za pomocą pasów bezpieczeństwa w przypadkach, kiedy ze względu na masę i wzrost dziecka nie jest możliwe zapewnienie fotelika bezpieczeństwa dla dziecka lub innego urządzenia przytrzymującego dla dzieci zgodnego z powyższymi warunkami.

A więc dzieci, które mieszczą się w przedziale 135–150 cm i ważą więcej niż 36 kg, a ze względu na masę i ich wzrost nie jest możliwe zapewnienie im fotelika bezpieczeństwa lub podkładki mogą być przewożone na tylnym siedzeniu, oczywiście pod warunkiem zapięcia pasami.

No to teraz konia z rzędem temu, kto ma o tym decydować? Czy rodzic? Czy Policjant? Czy może sprzedawcy fotelików? A jesli ci ostatni, to czy będą na taką okoliczność wystawiali jakieś zaświadczenia, kórymi będziemy się mogli wylegitymować w czasie kontroli?

Jestem bardzo ciekawa jak w praktyce wygląda stosowanie tego wyjątku. Jeśli macie jakieś doświadczenia to się podzielcie.

Sama nie miałam jeszcze takiej kontroli, ale czytałam, że policja oceniając czy kierowca auta był uprawniony do skorzystania z tego wyjątku opiera się kategoriach wagowych, w jakich konstruowane są foteliki. Najwyższa z nich obejmuje dzieci o wadze od 15 do 36 kg. A zatem jeśli dziecko, które nie osiągnęło jeszcze wzrostu 150 cm, ale przekroczyło 135 cm i waży więcej niż 36 kg, teoretycznie jest zwolnione z obowiązku jazdy w foteliku.

Pamiętajcie tylko, że takie dzzecko może podróżować jedynie na tylnej kanapie i oczywiście musi być zapięte w pasy bezpieczeństwa.

Zmiana nr 3
Rodzina wielodzietna, czyli którego zapiąć, a którego nie..

No i kolejna zmiana, dzięki której byc może odetchnęli rodzice, którzy głowili się nad tym jak tu przewieźć więcej niż 2 pociechy na raz. Znam kilkoro takich… Tacy rodzice albo musieli wozić dzieci na raty, albo byli zmuszeni zakupić 3 rzędowego Vana, bo w zwykłym 5-osobowym aucie rzadko kiedy na tylnym siedzeniu mieściły się 3 kubełkowe foteliki bezpieczeństwa. Zdaje się, że teraz już nie będzie to ich zmartwienie, albowiem trzecie dziecko w wieku co najmniej 3 lat przewożone na tylnym siedzeniu można przypiąć tylko pasami, gdy dwoje pozostałych dzieci jadących na tylnym siedzeniu ma już foteliki i nie ma możliwości zainstalowania trzeciego urządzenia. A zatem to jedno nie musi być przewozone w foteliku.

Zastanaiwam się tylko, czy gdybym sama miała trójkę dzieci i do dyspozycji tylko 2 foteliki bezpieczeństwa, to czy nie miałabym dylematów moralnych z powodu wyboru, jakiego miałabymw tym zakresie dokonać…

To tyle na dzisiaj jeśli chodzi o prawo o ruchu drogowym i foteliki.

Aha.. W taksówce (karetce, czy wozie policyjnym) nadal nie obowiązuje wymóg przewożenia dzieci w foteliku.

about author

admin

related articles