Dlaczego matki pierwszego kwartału zostały pominięte?

Jak powszechnie już wiadomo, matki które urodziły przed dniem 18 marca 2013 r. nie załapią się na wydłużony tzw. dodatkowy urlop macierzyński (o 2 tygodnie dłuższy), ani na urlop rodzicielski (26 tygodni). Pisałam już o tym m.in. tydzień temu we wpisie pt. ” Urlop rodzicielski wciąż w fazie projektu”. Opowiem wam dlaczego tak się stało i spróbuję przekonać, że nie ma to nic wspólnego z dyskryminacją, jak się powszechnie uważa.

Zacznę od tego, że kilka moich dobrych koleżanek szczęśliwie powiło dzieciątka w 2013 r. Są bezwarunkowo szczęśliwe i radosne, bo dzieciaczki urodziły się zdrowe i różowe.

Są jednak takie mamy, i jest ich zdecydowana większość, które martwią się, że poród wypadł przed dniem 18 marca 2013 r., a to oznacza, że nie obejmą ich nowe przepisy.

Doskonale rozumiem, że matki takie mogą czuć się trochę rozczarowane. Na dobrą sprawę też zaliczam się do grona tych, które się nie załapały, bo stosunkowo niedawno urodziłam dziecko. Tyle, że one, matki pierwszego kwartału – w przeciwieństwie do mnie – już się z gąską witały.

A teraz czują się pominięte.

Jednak czy słowo „pominięte” na pewno jest właściwe?

Jestem daleka od tego, by wystawiać naszemu rządowi laurkę, jednak zupełnie nie zgadzam się z oskarżeniami pod jego adresem jakoby nowelizacją wprowadzającą ww. roczny urlop dyskryminował matki pierwszego kwartału.

Sprawiedliwość społeczna

Moje poczucie sprawiedliwości i solidarności społecznej przejawia się m.in. w tym, że rozumiem, że muszą być realizowane także inne potrzeby tego samego społeczeństwa. Potrafię docenić fakt, że jeśli chodzi o przywileje rodzicielskie, to zdecydowanie idzie ku lepszemu. Doceniam to, mimo iż swoją karierę jako matka rodząca już zakończyłam i z przywilejów tych osobiście nie skorzystam.

Wszystkim smutnym i rozczarowanym matkom proponuję podjeść do tematu nieco bardziej obiektywnie i nie oceniać sprawy z perspektywy wyłącznie osobistej.

Oto dlaczego.

Biorąc pod uwagę, że nasze społeczeństwo się starzeje, a jednocześnie nie ma komu pracować na emerytury, proponowany kierunek zmian w polityce prorodzinnej jest jak najbardziej słuszny.

Lepiej późno niż wcale.

Ustawodawca założył, że wyrobi się z uchwalaniem tej nowelizacji i ogłoszeniem jej w dzienniku ustaw tak, by mogła zacząć obowiązywać w dniu 1 września 2013 r.

Zanim zaczniemy doszukiwać się niesprawiedliwości, zdajmy sobie sprawę z rzeczy podstawowej, która powinna być punktem wyjścia do dalszych rozważań.

Z prawnego punktu widzenia, powinno się tak naprawdę przyjąć neutralną zasadę, zgodnie z którą na roczne urlopy załapią się tylko te kobiety, które urodziły dziecko po dacie 1 września 2013 r.

Czy to by społeczeństwu odpowiadało?

Można przypuszczać, że mniej byłoby wówczas pretensji, bowiem każdy przecież spotkał się z naczelną w prawie zasadą lex retro non agit.[1]

Tyle tylko, że przy takim rozwiązaniu, nazwijmy to – naturalnym – na nowelizacji skorzystałyby jedynie matki ostatniego kwartału 2013 (no i oczywiście te, które urodzą w roku 2014 i kolejnych).

Rząd zechciał wyjść na przeciw matkom i pomyślał, o tym żeby rozszerzyć nowe uprawnienia również na te matki, które urodziły wcześniej.

Żeby to było prawnie i faktycznie wykonalne ograniczył się jednak do tych matek, które dało się jakoś „połączyć” z dniem 1 września 2013 r. Postanowił więc, że warunkiem skorzystania z rocznego urlopu będzie to, aby w dniu wejścia w życie nowelizacji matka jeszcze przebywała na urlopie macierzyńskim.

Biorąc pod uwagę powszechną krytykę tego pomysłu, należy jednak stwierdzić, że rząd strzelił sobie w kolano, bo mimo, że rozszerzył katalog osób uprawnionych, to społeczeństwo i tak nie jest zadowolone. Z pewnością nie przewidział, że taki ukłon w stronę matek spowoduje lawinę oskarżeń o dyskryminację innych, które urodziły jeszcze wcześniej.

Oby więc nie wyciągnął wniosków na przyszłość.

Dlaczego tą magiczną datą jest 18 marca 2013 r., a nie np. 15 lutego 2013 r., albo 1 stycznia 2013 r.?

Data 18 marca 2013 r. jest konsekwencją aktualnej długości urlopów macierzyńskich, które przewiduje obecny kodeks pracy. Biorąc pod uwagę ich długość trwania każda matka, która urodziła po dniu 18 marca 2013 r., w dniu wejścia w życie nowelizacji, czyli w dniu 1 września 2013 r., będzie jeszcze przebywała na swoim urlopie macierzyńskim. Takiej matce będzie można po prostu wydłużyć jej urlop i dzięki temu będziemy mieli zachowaną kontynuację świadczeń.

Czy damy radę zachować taką kontynuację w przypadku matki, która dajmy na to urodziła dziecko w styczniu 2013 r.?

Nie, ponieważ do 1 września 2013 r. zdąży ona już wykorzystać cały urlop macierzyński (w tym dodatkowy macierzyński), który przysługuje jej w obecnym stanie prawnym. W skrajnym przypadku zabrakłoby jej nawet 13 tygodni do dnia wejścia nowelizacji w życie.

Innymi słowy, każda matka pierwszego kwartału zakończy swój urlop macierzyński przed datą 1 września 2013 r., możliwe, że nawet zdąży do tego czasu wrócić z powrotem do pracy. Jej fizycznie już nie da się przedłużyć urlopu. Stąd taka, a nie inna data.

Jakie zabiegi prawne byłyby niezbędne, aby matki pierwszego kwartału 2013 się załapały?

Rozwiązań jest kilka. Czy dobrych – oceńcie sami.

Pierwsze rozwiązanie prawne mogłoby polegać na tym, że tworzymy sztuczną sytuację, w której przykładowo po tym, jak matki pierwszego kwartału przepracują kilka tygodni, po dniu 1 września 2013 r., przyznajemy im możliwość złożenia wniosku o ponowny urlop i pozwalamy, aby wybrały wróciły do dziecka korzystając z urlopu rodzicielskiego.

Jeszcze dalej idąca propozycja polegała na tym, żeby matkom pierwszego kwartału po prostu pozwolić pozostać na urlopie i nie wracać do pracy. Wówczas trzeba by było „zasponsorować” dodatkowe 13 tygodni urlopu, które byłyby takim „pomostem” łączącym je z dniem 1 września 2013 r.

Jestem jednak przekonana, że gdybyśmy mieli tak uprzywilejować powyższe osoby, natychmiast podniosłaby się wrzawa innych matek – tym razem matek drugiego kwartału, które wprawdzie załapią się na rodzicielski, ale porównają swoją sytuację prawną do matek pierwszego kwartału i siłą rzeczy będą niezadowolone. Dojdą bowiem do wniosku, że one owszem – otrzymają rodzicielski, ale te z początku roku – otrzymają i rodzicielski, i „pomostowy”. Tym samym, matki drugiego, trzeciego i czwartego kwartału, nie mówiąc już o przyszłych matkach w kolejnych latach, w skrajnych wypadkach będą „uboższe” nawet o 13 tygodni urlopu „pomostowego”.

Czy to jest sprawiedliwe rozwiązanie?

Z pewnością usłyszelibyśmy także zaraz głos „grudniówek 2012,” które chyba słusznie przekonywałyby, że skoro możemy udzielić 13 tygodni „pomostowego”, to dlaczego nie np. 15 tygodni. Wtedy i one mogłyby się załapać.

Jeśli tym sposobem doszlibyśmy np. do czerwca ubiegłego roku, to wówczas nawet i ja bym skorzystała…

Z próżnego i Salomon nie naleje

Kolejna możliwość, aby zadowolić pierwszy kwartał – to przyspieszyć wejście nowelizacji w życie i zamiast 1 września wprowadzić ją np. 1 czerwca 2013 r.

Pamiętajmy jednak, że proces legislacyjny nie trwa tydzień, czy dwa, ale znacznie dłużej. Zwłaszcza w przypadku nowelizacji, które tak jak ta, wpływają na cały system ubezpieczeń, rynek pracy i kilka innych obszarów. Dlatego oprócz tego, że należy ustawę poprawnie i „szczelnie” zredagować, przed jej wprowadzeniem w życie trzeba jeszcze skonsultować z wieloma instytucjami, środowiskami, organizacjami (np. związki zawodowe, konfederacje pracodawców, ZUS).

Przede wszystkim jednak trzeba mieć na uwadze, że projektowana ustawa wprowadza nie tylko skutki organizacyjno-prawne, ale przede wszystkim finansowe. Fundusz Ubezpieczeń Społecznych, w tym fundusz chorobowy, które są funduszami deficytowymi, nie wytrzymałyby finansowo, gdyby musiały wypłacić także zasiłek macierzyński za czas urlopu rodzicielskiego tak wielu osobom. Obecna sytuacja finansowa bowiem jest taka, że wpływające od ubezpieczonych składki nie wystarczają na sfinansowanie wydatków tego funduszu. Dlatego koszty te musiałyby zostać pokryte przez budżet państwa, a to nie byłoby możliwe.

Mając to wszystko na uwadze, powiedzcie mi proszę, czy rzeczywiście zarzuty pod adresem ustawodawcy o dyskryminację pierwszego kwartału są słuszne?

Czy można mieć pretensje o to, że przy naginaniu zasady lex retro non agit, ustawodawca nie był bardziej retro?

Jeśli tak, to gdzie waszym zdaniem ma być postawiona granica?

Bo przecież gdzieś trzeba ją postawić.

Dlaczego miałby to być akurat przełom roku kalendarzowego?

Czy to by z kolei miało oznaczać, że wszelkie inne ustawy też należy wprowadzać od dnia 1 stycznia danego roku?

Czy może tylko takie, które wprowadzają przywileje obywatelskie żeby wyeliminować poczucie niesprawiedliwości w społeczeństwie i podejrzenia o szykanowanie tych, którzy się na dany przywilej nie załapią?

Ktoś ma jakiś pomysł żeby zadowolić społeczeństwo w tym względzie?

about author

admin

related articles