Absurdy polskiej wokandy. Odcinek 2…

z nie wiem jeszcze ilu…

Dlaczego szafy sędziów uginają się pod tonami nierozstrzygniętych i rozgrzebanych spraw? Oto jedna z przyczyn.

akta

Sędziowie twierdzą, że częstsze wyznaczanie rozpraw w danej sprawie leży poza ich możliwościami techniczno-organizacyjnymi. Po części się z nimi zgadzam. Mam świadomość, że zamiast koncentrować się na orzekaniu muszą ogarnąć jeszcze wiele spraw administracyjnych niezwiązanych z pracą merytoryczną. Takie jest jednak życie. Lekarze skarżą się na to samo. Jednak w mojej opinii sędziowie mogliby wiele usprawnić w ramach istniejącego systemu, gdyby tylko mieli ku temu dobrą wolę. Gdyby tylko im się chciało. Jeżeli się mylę, a czyta mnie teraz jakiś sędzia, niech zabierze głos. Jestem daleka od generalizowania, bo przecież jak w każdym zawodzie, tak i w tym, są różni jego przedstawiciele. Niestety niejednokrotnie na własnej, już nieco uodpornionej skórze, doświadczyłam tego, że sprawa przeciągana jest latami tylko i wyłącznie przez totalną indolencję sędziego przewodniczącego. Trudno się dziwić, że takie przypadki wpływają potem na obraz całości.

Przykład? Proszę bardzo. Pierwszy z brzegu.

Sprawa prowadzona przez rejonowy sąd pracy … nieważne, dla której dzielnicy Warszawy. Kobieta, domaga się odszkodowania za czas pozostawania bez pracy.

Czy opieszałość sądów zawsze przeszkadza? Nie. To zależy od tego, po której stronie barykady trzeba się akurat okopać. Tym razem reprezentuję pracodawcę, jestem po przeciwnej stronie, więc w przeciwieństwie do kobiety niespecjalnie mi się śpieszy.

Wszystkim zależy na pieniądzach, ale wspomnianej kobiecie zależało szczególnie. Była samotnie wychowującą matką. W związku z tym, że jej żądania w niewielkim stopniu rzeczywiście były zasadne, mój klient wypłacił jej pieniądze, które faktycznie przysługiwały na podstawie obowiązujących przepisów. Odnośnie reszty żądań miał toczyć się proces. Byłam w 100 % pewna, że jeśli chodzi o pozostałe żądania – kobieta jest bez szans i powództwo w tej części z pewnością zostanie oddalone. I to już na pierwszej rozprawie.

Pierwszy termin rozprawy – czyli długa droga za nami i jeszcze dłuższa przed nami

W polskich sądach miesiącami czeka się na wyznaczenie pierwszej rozprawy. Powodem są „kolejki” jak w sklepach za czasów PRL-u.

W sprawie, o której wspomniałam, kobieta wniosła pozew w grudniu 2010 r. Pierwsza rozprawa odbyła się dopiero w marcu 2011 roku. W mojej ocenie już wtedy nadawała się do rozstrzygnięcia. Jednak na posiedzeniu dużo do przodu nie ruszyliśmy, bo co się okazało?

Sędzia przewodniczący nie zdążył zapoznać się z aktami. Takie rzeczy trudno jest ukryć, ale skłamałabym gdybym powiedziała, że chociaż się starał. Żeby jakoś temu zaradzić i nie musieć sprawy kończyć nie mając o niej pojęcia, stwierdził, że … musi zasięgnąć opinii biegłego rzeczoznawcy.

Zastanawiacie się jeszcze skąd się biorą te kolejki w sądach? Właśnie otrzymaliście odpowiedź. Biorą się one nie tylko z powodu ilości spraw, które wpływają. Także z tego powodu, że nie są kończone wtedy, kiedy powinny, a zamiast tego są odraczane na kolejne terminy. Wówczas taka odroczona sprawa zajmuje termin, który mógłby być przeznaczony na inną sprawę i tym sposobem to bagniste koło się zamyka. Bagniste dlatego, że jak już się ugrzęźnie z jedną sprawą, to grzęźnie się w niej latami. Jak w bagnie.

Na marginesie w tym miejscu dodam, że sąd może powoływać biegłego tylko do tych kwestii, które wymagają wiedzy specjalistycznej. W mojej opinii, w tamtej sprawie absolutnie nie chodziło o żadną techniczną kwestię, a raczej o pewien wysiłek, przed którym najwyraźniej wzbraniał się sędzia.

Powyższe, oczywiście spowodowało konieczność odroczenia rozprawy na kolejny termin. Należało przecież znaleźć biegłego, zlecić mu sporządzenie opinii, odczekać aż biegły ją sporządzi i przedstawi wysokiemu sądowi, jako dowód w sprawie. Wszystkie te czynności jeszcze same w sobie bardzo skomplikowane nie były. Zwłaszcza, że kwestia do zaopiniowania była prosta, żeby nie powiedzieć oczywista. Wystarczyłoby więc, gdyby odroczono sprawę np. o dwa miesiące.

Kolejny termin w sprawie? Wróć do sądu …. za rok

Czy sędzia wyznaczy termin za dwa miesiące? Nie! Obowiązuje przecież kolejka. Tym razem ogonek okazał się „przydługawy”. A konkretnie – zbrakło mi kalendarza, żeby zapisać datę. Sędzia zaproponował nam bowiem następny termin na 18 kwietnia, tyle że nie roku 2011 lecz 2012! Po czym uprzejmie zadał mi pytanie, czy jako pełnomocnikowi, termin ten nie koliduje mi z jakąś inną sprawą. Wtedy mi jeszcze nie kolidował. Pamiętam dobrze, bo wówczas rok 2012 brzmiał dla mnie wręcz futurystycznie. Prędko jednak musiałam zaopatrzyć się w kalendarz na rok 2012., bo mniej więcej od czerwca 2011 r., zaczęto wyznaczać terminy rozpraw na 2012 r. także dla innych moich klientów.

Wracając do ww. sprawy pracowniczej – a zatem sąd przeznaczył na pracę tego biegłego prawie rok. Jak już mówiłam, mi się nie śpieszyło, ale gdy spojrzałam na swoją przeciwniczkę procesową, to byłam pewna, że biedaczka osunie mi się pod ławkę. Choć obiektywnie nie miała racji, to żeby się o tym przekonać miała jeszcze długo poczekać.

Poczekajcie, bo to nie koniec absurdów w tamtej sprawie.

Kto pamięta o sprawie sprzed roku? Nikt.

Przygotowując się do rozprawy, na początku kwietnia 2012 r., czyli po ponad roku, wybrałam się do sądu przejrzeć akta sprawy i zapoznać się z opinią biegłego. Skoro miał rok czasu na jej sporządzenie, to spodziewałam się, że zdążył już ją co najmniej w złote ramki oprawić, a sędzia zna jej treść na pamięć. No dobra, przynajmniej kojarzy wnioski końcowe.

Marzenia prysły, gdy wydano mi akta. Nieco przykurzone. Oj niedobrze wróży. Na dwa tygodnie przez rozprawą dowiaduję się, że w aktach sprawy żadnej opinii jeszcze nie ma. Co więcej, właściwy biegły nawet nie został jeszcze przez sąd wyznaczony.

– DLACZEGO ROK CZASU TO ZA MAŁO NA TE KILKA CZYNNOŚCI?

Przyczyna prozaiczna – akta powędrowały gdzieś na wysoką półkę, przykryła je spora warstwa kurzu i zapomniano o nich.

Na skutek mojej interwencji sąd w końcu biegłego powołał. Dokładnie na dwa dni przed rozprawą. Tyle, że (prze) biegły nie w ciemię bity, po co ma tyrać po godzinach… Biorąc pod uwagę ciężar gatunkowy przedstawionej mu do zaopiniowania kwestii szczerze mówiąc mógł ją sporządzić w dwie godziny. Najwyraźniej był jednak wyznawcą słynnej teorii: Co masz zrobić jutro, zrób pojutrze. W tym przypadku pojutrze to już trochę za późno, a skoro tak, to bezpieczniej wystąpić o odroczenie rozprawy.

Oczywiście sąd przychylił się do wniosku o odroczenie.

W efekcie, rozprawa została odwleczona o kolejne kilka miesięcy.

I tym oto sposobem sprawa, którą kobieta wszczęła jeszcze pod koniec 2010 roku doczekała się swego rozstrzygnięcia – w pierwszej instancji – dopiero w drugiej połowie 2012 roku. I to bynajmniej nie dlatego, że była tak skomplikowana. Zawiodła organizacja wymiaru sprawiedliwości, żeby nie powiedzieć organizacja pracy sędziego przewodniczącego.

Niestety takich perełek jest na tyle dużo, że całkowicie mi spowszedniały. Przestały być perełkami, są po prostu normą.

Dlatego też, gdy koleżanka zapytała mnie, jak ja mogę przełknąć sceny z serialu Prawo Agaty, skoro tak odbiegają od życia, odpowiedziałam jej, że te serialowe perełki przechodzą mi przez gardło bez problemu, a te w polskim sądzie niestety nie zawsze.

about author

admin

related articles